Taka myśl towarzyszyła mi od pewnego czasu. Zmienić otoczenie, zresetować głowę, przewentylować płuca i dotlenić serce, podczas intensywnego ruchu na świeżym powietrzu. Bieszczady stanowiły dla mnie wyzwanie, bo słyszałem dużo pochlebnych opinii „bieszczadomaniaków”, a sam tam jeszcze nie byłem (trochę mi było tego wstyd ). Pojęcie ‘Bieszczadomaniacy” pojawiło się nieprzypadkowo, bo zapisałem się do grupy na facebooku, o takiej nazwie i ta grupa, stała się źródłem wielu, cennych informacji i inspiracji.
Czego więcej oczekiwałem ? – pięknych widoków i duchowych przeżyć w kontakcie z czystą naturą.
Jak chcesz zdobyć szczyt to będziesz miał(a) pod górę
Wszystkie moje oczekiwania zostały spełnione. Do tego, przebycie po górach prawie 20 km., w piękną, słoneczną pogodę, przyniosło mi wiele głębszych refleksji.
Jeżeli chcesz zdobyć szczyt, mieć satysfakcje i piękne widoki, to musisz podjąć wysiłek wspinania się pod górę. To tak, jak w życiu – to co cenne, wartościowe i przynoszące długotrwałą satysfakcję, zdobywa się z trudem. „No pain, no gain” jak mówi angielskie przysłowie – czyli bez ćwiczeń, nie ma efektów, “bez pracy nie ma kołaczy”.
Na górę nie można wskoczyć ani wjechać windą
Te 20 km., trzeba było pokonać krok po kroku, ze stałym wysiłkiem. Pierwszy etap, gdy szedłem jednolitą, szeroką drogą po górę, był dość nużący, żeby nie powiedzieć nudny. Pierwsza nagroda w postaci widoków, pojawiła się po dłuższym czasie. Odniesienie do realizacji życiowych celów i planów nasuwa się mocno – krok po kroku na drodze do celu, inwestując energię i pokonując znużenie. Zdobycie upragnionego szczytu, czy pokonanie trasy, wymaga systematycznego zaangażowania energii i radzenia sobie ze zmęczeniem.
Kluczem do sukcesu jest wytrwałość i regularność.
Jak chcesz zdobyć upragniony szczyt, czy przejść zaplanowaną trasę, to nastaw się na długie, miarowe działanie. Słomiany zapał to za mało. Ekscytacja pięknymi zdjęciami i opowieściami nie wystarczy. Sama/sam musisz zainwestować długotrwały wysiłek i nie odpuszczać również w chwilach, kiedy trochę ci się nie chce. Ważne też, żeby dobrać sobie właściwe, indywidualne tempo, oraz od czasu do czasu odpoczywać i regenerować siły. Nie za wolno, bo stracisz zapał i nie za szybko, żeby nie roztrwonić sił. Miarowo i systematycznie, z poszanowaniem potrzeb organizmu, wyprzedzając momenty drastycznego spadku energii.
Jak jesteś na dobrym szlaku, to nie przeszkodzi ci, że czasem cel zniknie ci z oczu
Pewność, że idziesz we właściwym kierunku daje spokój również wtedy, gdy cel nie jest widoczny. Na szlaku często tracisz cel z oczu, wspinasz się widząc tylko kilka metrów naprzód. Pewność, że to właściwa droga dodaje sił. Dobrze oznakowane szlaki bieszczadzkie, dają spokój, że idziesz we właściwym kierunku i potrzebujesz koncentrować się tylko na następnych krokach do wykonania.
Rzeczywistość na pewno zweryfikuje Twoje plany – bądź na to otwarta/otwarty
Pomimo wcześniejszych różnych planów, wybór tej trasy zapadł w ostatniej chwili. W zasadzie zdecydowała pogoda. To co się dalej działo – spotkanie sympatycznych “lubelaków”, którzy przekazali mi dużo cennych informacji, spotkanie wielu innych, życzliwych osób, znakomite warunki pogodowe (wbrew prognozom) – to wszystko pojawiało się spontanicznie. Tak, jak na co dzień – to co się wydarzyło było inne, niż to co sobie wyobrażałem. Otwartość na to, czego nie znamy, a co się wydarzy, to warunek pozytywnego przyjmowania niespodzianek i cieszenia się chwilą.
Tam gdzie jest trudno, nie patrz na szczyt, tylko koncentruj się na kolejnym kroku
Chwilami, gdy w nogach czułem już dużo kilometrów, patrzenie na widoczny w oddali cel (kolejny szczyt) przynosiło trochę zwątpienia. W takiej sytuacji, lepiej jest skoncentrować się na kolejnym kroku, kolejnym wzniesieniu, czy kolejnym schodku (przy wejściu/zejściu – na Tarnicy jest ich kilkaset). Jak to się mówi – aby zjeść słonia, trzeba to zrobić po kawałku.
To się w górach sprawdza – kawałek po kawałku, krok za krokiem.
Kontakt z naturą, to naturalne źródło energii
Poczułem, że magia Bieszczad, bierze się między innymi z możliwości podziwiana świata ze szczytów gór. Bieszczadzkie wierchy, połoniny i berda są łagodne i rozciągają się na długich, nawet kilku-kilometrowych odcinkach. Nagrodą, za to, ze tam wejdziesz, jest możliwość podróżowania po szczytach i podziwiana krajobrazów dookoła. Prawdziwa magia i wspaniała nagroda za trudy wspinania. Przy pięknej pogodzie, czułem się chwilami zdezorientowany, gdzie powinienem patrzeć? Fascynujące widoki rozciągały się po wszystkich stronach.
Było to, czego szukałem – przeżycie obcowania z pięknem natury i jej energią. Darami spływającymi wprost z nieba – bez barier, pośredników i bez ściemy. Naturalne, niezafałszowane piękno i prostota.
Świat jest piękniejszy tam gdzie ludzi są życzliwsi
Bardzo miłym zaskoczeniem był dla mnie wszechobecny zwyczaj witania się na trasie. Wielokrotnie słyszane „dzień dobry”, „cześć”, „serwus” informowało o otwartości, przyjaznym nastawieniu i pozytywnym nastroju. Dzięki temu, świat w rozświetlonych słońcem górach był jeszcze bardziej świetlisty, przyjazny i serdeczny. Wszystko to rekompensowało fakt, że nogi i tętno serca przypominały, iż wymagania są cały czas wysokie.
Świetlisty i przyjazny świat!
Takiego świetlistego świata życzę Tobie, jak najczęściej 😊
Hasło: „rzuć wszystko i jedź w Bieszczady” u mnie się sprawdziło. Wybieram się ponownie!
Jeżeli Cię trochę zainspirowałem, to może następnym razem spotkamy się tam, na szlaku?
Pozdrawiam ciepło
Andrzej Cieplak
PS Wszystkie zdjęcia są mojego autorstwa i pochodzą z opisanej wyprawy.
„Smartfica” – tak niektórzy określają uzależnienie od smartfonów. Wiele osób wie o szkodliwości nadużywania smartfonów. Szkodliwości zdrowotnej ale tez społecznej. Tymczasem podczas spotkania, a jeszcze gorzej wspólnego posiłku – smartfon leży na stole obok nas, zajmując honorowe, eksponowane miejsce. Daje to wyraźny znak, że nie jest to czas poświęcenia pełnej uwagi naszemu rozmówcy, czy współbiesiadnikom.
Kto z was pamięta czasy telefonów stacjonarnych, na ogół umieszczonych w przedpokoju, a w firmach w sekretariacie? To tak, jakbyśmy w tamtych czasach przyjmowali gościa w przedpokoju albo sekretariacie i poinformowali „porozmawiamy tutaj, bo muszę być gotowy gdyby w międzyczasie zadzwonił ważny telefon”.
Jeżeli wyobraziła(e)ś sobie takie spotkanie, na którym byłbyś gościem, to być może poczułaś(eś) niemiłą emocję – ściśnięcie w podbrzuszu, albo gardle, może napięcie, mdłość albo złość – sygnał, że coś tu jest nie tak, jak powinno być. Takie napięcie, to naturalny objaw braku spójności tego co się dzieje.
Brak spójności czujemy w kościach!
Jak działa na Ciebie:
Rozmowa, ze znajomym, który w superlatywach wypowiada się o wielkim znaczeniu rodziny i utrzymywaniu stałych, ciepłych relacji. Tymczasem jest po rozstaniu z kolejną partnerem/partnerką, skonfliktowana(y) ze swoimi najbliższymi, może dziećmi lub rodzicami.
Szef, który namawiają do ograniczenia wydatków w firmie, a sam zwiększa swoje, indywidualne koszty? (podobnie jak ministrowie, którzy nawołują do zaciśnięcia pasa, a sami przyznają sobie wysokie nagrody)
Lekarz, który namawia Cię do zdrowego stylu życia, a sam pracuje w 5-ciu miejscach, na 48 godzinnych dyżurach i napędza się kawą i papierosami?
Widok polityków, którzy zakazują zgromadzeń i w tym samym czasie gromadzą się tłumnie na politycznej uroczystości?
Nawet jeżeli potrafimy znaleźć racjonalną wymówkę i usprawiedliwienie dla takich sytuacji, to nasze ciało/emocje mówią NIE. Informują nas, że tu coś nie jest w porządku.
Czy twoje nogi podążają za twoim językiem?
Jedną z zasad, którą bardzo cenię jest „walk the talk”. Postępuj tak jak mówisz – rób to co głosisz. Nie chodzi tu tylko o uczciwość czy brak hipokryzji. Taka zgodność tego, co myślimy, czujemy i mówimy i jest dla mnie jak psychiczny kręgosłup człowieka.
Podobnie podchodzę do zdobywanej wiedzy. Sednem tego zdobywania jest zastosowanie w praktyce. To z kolei wymaga procesu wdrażania. Procesu, który zaczyna się od refleksji – pomysłu co warto zastosować. Potem pierwsza próba wdrożenia (najczęściej mocno niedoskonała). Potem kolejne próby i korekty, które doprowadzą do umiejętności praktycznego stosowania pomysłu. Jako kolejny krok często trzeba wymienić stare nawyki na nowe aby nie wracać automatycznie do starych zachowań.
Przysłowie Arabskie mówi „uczyć się nie działając, to jak orać ziemię nie sądząc niczego”
Moim przykładowym, skutecznym wdrożeniem takiej zmiany jest zastąpienie nawyku picia różnych napojów w tym głównie zimnej, gazowanej wody. Zmieniłem to na regularne picie letniej niegazowanej wody z dodatkiem cytryny. Zmiana dosyć prosta, ale dla zdrowia ważna. Początkowo wymagało to dużej energii, powstrzymywania się przed starym nawykiem i pamiętaniu o nowym. Po kilku miesiącach, było już znacznie łatwiej, a po kliku latach z przyjemnością zaczynam dzień od półlitrowej szklanki cieplej wody z cytryną. Stanowi to teraz rytuał, przyjemność. Zgodność myśli, wartości i działania odczuwam jako realizację naturalnej potrzebę organizmu.
Jak sprawić, aby „wiedza weszła w mięśnie”?
Jest takie obrazowe powiedzenie „wiedza to tylko hałas, dopóki nie wejdzie w mięśnie”.
Ta wiedza w mięśniach, to właśnie wprowadzenie tego, co uważamy za słuszne w stały nawyk. Jeżeli to co robimy będzie zgodne z naszym przekonaniami i wartościami, to będzie działać w sposób naturalny.
A co się dzieje, gdy tej zgodności nie ma i czujemy dysonans? Napięcia/zgrzyty w naszej psychice mają swoje odzwierciedlenie w napięciach w ciele. Jeżeli twoje myśli, emocje czy intuicja mówią ci, że coś tu nie gra, to twoje ciało też to wie i doznaje negatywnych odczuć. Jak wiemy, stresy zamieniają się w fizyczne, negatywne reakcje w ciele – wrzody żołądka, choroby jelit, problemy z sercem, nowotwory.
Tutaj przypomina mi się scena z filmu „ Manhattanu” Woody Allena: „Ja nie wpadam w gniew, ok? Mam skłonność do internalizowania… Zamiast gniewu hoduję sobie guz.”
Mam takie przekonanie, poparte wieloma sytuacjami ludzi, których znam lub znałem (niektórzy już odeszli). Utrzymywanie swojej osoby w długotrwałym dysonansie i sprzeczności tego, co czujemy i tego co robimy, ma destrukcyjny charakter. Ludzie, którzy sobie to fundują (w tym rodzice, szefowie, politycy) wypalają się wewnętrznie i jak filmowy Woody Allen hodują sobie guza, lub inną niespodziankę. W kontakcie z nimi nie widać naturalności, spontaniczności i radości życia. Ciągłe tworzenie pozorów i teorii wypełniającej tą wyrwę, jest bardzo męczące.
Jak uzyskać więcej spójności?
Co możemy zrobić, gdy czujemy, że żyjemy w sprzeczności. W dysharmonii tego co myślimy bądź czujemy z tym co robimy? Zakładając, że jednak chcemy to zmienić i być w harmonii, potrzebujemy najpierw znaleźć źródło tego zgrzytu.
To może być niesłużące nam przekonanie.
To może być wyrobiony, czasem nieświadomy nawyk.
To mogą być silne emocje, które powodują, że pomimo tego, że mamy racjonalną wiedzę o szkodliwości jakiegoś zachowania, to jednak po raz kolejny je powtarzamy.
To może być wartość, którą sobie uświadomiliśmy, a której przeczą nasze nawyki.
Aby dostrzec to źródło i odnaleźć przyczynę, trzeba spojrzeć na siebie inaczej – doświadczyć czegoś nowego. Zmienić perspektywę, zrobić coś odwrotnie, zmienić otoczenie, porozmawiać z kimś mającym inne poglądy. Można porozmawiać z kimś inspirującym, albo skorzystać ze spotkania z doświadczonym mentorem czy coachem.
Gdy już uświadomimy sobie źródło dysonansu, to trzeba odwagi i energii aby dokonać zmiany. Zmienić przekonanie, nawyk, sytuację wzbudzającą emocje, zachowania sprzeczne z naszymi wartościami. Bez tego, ten dysonans będzie złą energią, która wierci dziurę w naszej psychice i naszym ciele.
Odwaga ponad wygodę i działanie ponad gadanie
Spójność przejawia się w tym, że się przedkłada odwagę nad wygodę, wybiera się to, co słuszne, ponad to, co zabawne, szybkie i łatwe, wartości wciela się zaś w życie, zamiast tylko o ich mówić. (Brene Brown)
Oby nam nie brakło odwagi i energii do bycia spójnymi.
„Musimy złapać zmianę za rękę albo niechybnie zmiana złapie nas za gardło’ Winston Churchill
Czy znasz jednego ze swoich najgorszych, zamaskowanych wrogów?
To szkodliwy sabotażysta, który zabiera Ci dużo radość życia! Myślę, że chciałabyś/chciałbyś wiedzieć kto, to taki. Wskażę Ci go, zaraz po tym jak opowiem pewną, prawdziwą historię.
Życiowe wyzwanie w klubie 50+
W dosyć znaczącym momencie swojego życie, gdy nie pytając mnie o zgodę, życie zapisało mnie do klubu 50+, przyszedł moment zmiany zawodu. Z pozycji menedżera w biznesie (ponad 20 lat), szukałem nowej drogi. Od dawna pociągała mnie edukacja, gdyż dobrze (poza strona materialną) wspominałem swój 1-szy zawód nauczyciela. „TAK, ten Pan ma duży potencjał” – dostrzegły to również osoby rekrutujące z pierwszego miejsca na liście do unijnego, wypasionego kursu „Trener biznesu”. W ten sposób rozpoczęła się moja kariera trenera biznesu, która dosyć szybko przyniosła zafascynowanie coachingiem, a potem mentoringiem.
Wydawało by się, że sukces na nowej drodze jest w zasięgu ręki, gdyby nie to, że ta droga miała szybko zacząć zarabiać na życie. To zarabianie, jakoś nie chciało stać się faktem. Całe szczęście, że mój budżet wspomagał równolegle inny biznes – związany z ubezpieczeniami. Miłości i pasji w tym jednak nie było.
Nieodwzajemniona miłość przez kilka lat – zapewne wiesz jak TO BOLI !!
Sytuacja w działalności szkoleniowo-coachingowej przypominała przeżycia w nieszczęśliwej miłości. Wiele starań, szkoleń, spotkań w klubach zainteresowań – w różnych częściach Polski. Wiele wyrazów atencji i fascynacji dla mojej lubej, a po drugiej stronie nieczuły chłód. Obojętność wyrażająca się w mizerną liczbą klientów i smętnymi przychodami. Po kilku latach, ta nieodwzajemnione uczucie, doprowadziło mnie do stanu frustracji i desperacji. Stan był na tyle trudny do samodzielnego opanowania, że przez pewien czas, musiałem wspomagać się lekami antydepresyjnymi.
Jak długo kropla musi upadać na skałę, aby ją wydrążyć?
Słyszałaś(eś) zapewne, że „Kropla drąży skałę nie siłą, lecz ciągłym padaniem”. Pytanie jak długo musi drążyć? W moim przypadku sprawdziła się zasada 10.000 godzin. Tyle godzin pracy potrzeba (według niektórych autorów), aby odnieść sukces w zawodzie, który oparty jest na osobistej marce. 10.000 godzin intensywnej pracy, czyli około 5-6 lat. Przyszedł wreszcie ten czas, gdy coś się przełamało – zimny, nieczuły kamień skruszał. Coraz liczniejsze grono klientów, referencje, ciepłe polecenia, dziesiątki artykułów, 2 napisane książki – to zaczęło procentować.
UFF – dałem radę!! Mogłem odstawić wspomagacze – te farmaceutyczne i te złożone z ciągłego zabiegania o wsparcie przyjaciół, znajomych, mentorów. Po tych latach wysiłków, wytężonej pracy, balansowania na granicy zwątpienia – znalazłem się w miejscu w którym chciałam być. Jestem mentorem, trenerem, coachem – wykonuję zawód który mnie pasjonuje i daje środki do życia. Przyjaciele, znajomi, mentorzy wspierają mnie nadal – teraz nie w walce o przetrwanie, ale w dalszym rozwoju.
Zaraza naszych czasów – największy problem większości ludzi
Wracając do sabotażysty, który zabiera Ci większość radości życia! UWAŻAJ!!
„Twoim największym problemem jest to, że wydaje ci się, że możesz ich nie mieć” – Tony Robbins
„Mam takie wrażenie, że to desperackie pragnienie komfortu jest największą zarazą naszych czasów. Święcie wierzymy, że jeśli będziemy bogaci, ważni albo wpływowi, wykręcimy się jakoś od tego dyskomfortu. A to nieprawda: dyskomfort jest częścią ludzkiego doświadczenia…” – Brene Brown
Problemy, wyzwania, dyskomfort są takim samym elementem życia jak oddychanie. Jak go nie ma – to znaczy że nie żyjesz – Andrzej Cieplak
Ciągle wmawia się Tobie (mnie , innym), że kiedyś, jak osiągniesz pieniądze/stanowisko /sukcesy/emeryturę/ustosunkowanych znajomych/… – to nie będzie problemów i będziesz mieć spokojne, komfortowe życie. KŁAMSTWO – bo wtedy Ciebie też, już nie będzie.
Pogoń za KOMFORTEM niszczy powoli, jak systematycznie dozowana trucizna
Powszechnie znane efekty zachowań związanych z dostarczaniem sobie komfortu:
Długotrwały relaks na fotelu przed telewizorem – systematycznie niszczy kręgosłup, oczy, relacje…
Nastawienie na gotowe rozwiązania zamiast wysiłku własnego myślenia (oferuje to większość mediów) – powoduje brak własnego zdania, nie radzenie sobie z decyzjami w nowych sytuacjach
Unikanie zranienia związanego z głębokimi relacjami z ludźmi (w każdych relacjach takie rany się pojawiają) – izolacja, samotność, utrata sensu …
Łatwe i szybkie pożywienie (błyskawiczne dania, fast foody, gotowce) – brak energii, choroby, złe samopoczucie
bezproblemowe, wygodne, jednorazowe opakowania – niszczenie środowiska, przyrody, a w następstwie zdrowia
Wygodna przemieszczanie się autem nawet do pobliskiego sklepu – utrata sprawności ciała, niedołężność, choroby,…
Bez wysiłkowa dbałość o zdrowie, czyli zamiast ruchu i potu mamy tabletki na wszystko – brak kondycji, niewydolność krążenia, choroby serca, płuc, wrzody żołądka, nowotwory
Możesz wstrzymać oddech, ale czy możesz się go pozbyć?
Życie to zmiana. Zmiana przynosi dyskomfort. Dyskomfort, trochę bólu, przekraczanie ograniczeń , towarzyszy każdemu rozwojowi – ciała, psychiki, umysłu, duszy (jeśli też wierzysz, że istnieje coś ponad). Brak rozwoju to powolne umieranie, kurczenie się, cofanie, poczucie walki i nieradzenia sobie ze zmieniającym światem, izolowanie się od ludzi, niezrozumienie, zwątpienie.
Komfort (brak problemów) występuje tylko jako stan przejściowy pomiędzy jedną, a drugą zmianą. To tak, jak odpoczynek w długim marszu/ biegu/ pracy. Jest jak wstrzymanie oddechu – na chwile możesz to zrobić, ale nie wierz, że możesz na długo.
Odwaga, wytrwałość, pokora – o te wartości modle się i staram się codziennie. Niech będą one obecne również u Ciebie
Wybierz zmianę i zaakceptuj stałe towarzystwo problemów – to oznaki życia.
Stres to stały element rzeczywistości – naucz się działać z nim i pomimo niego.
Podejmuj własne decyzje, często wbrew temu co mówią inni – to Twoje życie i Ty decydujesz co z nim zrobisz
Traktuj dyskomfort, trochę bólu, niewygodę, jako synonim życia – jak oddychanie. Jeśli jest, to znaczy, że żyjesz.
Nie wierz, że może być życie bez problemów. To tak jakbyś chciała/chciał wykąpać się w morzu, ale przypadkiem nie zmoczyć.
Cieszmy się razem naszymi codziennymi wyzwaniami – jak oddychaniem!
Pewnie słyszeliście kiedyś takie zdanie: „kiedyś,
to byłeś inny”, „nie poznaję cię – co się z tobą stało?” albo „jak za ciebie
wyszłam, to nie taki byłeś!”.
Kiedyś ja też byłem inny!
Kiedy byłem młodym człowiekiem, uważałem, że ludzie kierują się racjonalnymi argumentami, a światem rządzi rozum! Fascynowała mnie matematyka filozofia. Kartezjańskie „myślę więc jestem” było dla mnie fundamentalnym mottem, a idąc dalej „ jeżeli nie myślisz po prostu cię nie ma”- jak śpiewał wtedy Młynarski. Również w biznesie kierowałem się regułami, szukałem racjonalności, logiki, zasad.
Światem rządzą emocje – Andrzeju!
Pewnego dnia, będąc trochę bardziej dojrzałym, spotkałem koleżankę z młodych lat. Ona, jako lekarz psychiatra miała inne spojrzenie na podstawy ludzkiego działania. Andrzej – „światem rządzą emocje” powiedziała mi. Głupie pomyślałem, a potem długo to trawiłem, zanim wreszcie przyznałem że ma rację. Przecież: marketing to emocje, sprzedaż – emocje ( nasze potrzeby to głównie emocje), giełda – emocje, motywacja – emocje, zarządzanie ludźmi – emocje … TAK! Światem rządzą emocje i tam gdzie są one silne, rozum idzie w odstawkę (jak byśmy to dzisiaj powiedzieli – na kwarantannę).
Czy wypada zmieniać zdanie?
A jak u ciebie? Na ile się zmieniasz na ile
zmieniasz poglądy i przekonania które kiedyś wydawały się niepodważalne?
Czy to w ogóle jest w porządku, żeby tak
gruntownie zmieniać zdanie?
Ostatnio dosyć
często zdarza mi się, że moi klienci, z którymi pracuję jako mentor, czy tez
moi znajomi zadają pytania:
„czy zmiana poglądów, przekonań i wartości jest właściwa?
„może jest odwrotnie – świadczy o braku odpowiedzialności, trwałości i konsekwencji?”
„czy można ufać osobie, która w istotny sposób zmienia swoje zdanie?”
„czy to, że ja sam(a) się zmieniłem/zmieniłam (co mnie mocno zaskakuje) jest dobre czy złe?” „co jest naturalne dla mojego wieku i czego mogę oczekiwać w przyszłości?”
Przyjrzyjmy się etapom w życiowym dojrzewaniu, które interesująco opisała wspaniała psycholog, socjolog, trener, coach i mentor dr Lidia D. Czarkowska (n. b. recenzentka mojej 1-szej książki).
.
7 stadiów dorosłości człowieka
W artykule Coaching na miarę – W jakiej fazie dorosłości jesteś?, Lidia D. Czarkowska opisuje 7 stadiów dorosłości człowieka. Przytoczę te stadia z nazwami autorki, opisując je krótko, tak, jak ja je rozumiem i doświadczam. Pełny artykuł znajdziesz tutaj
„Wyrwanie korzeni”
– wiek 14-22 lata
Faza szukania
swojej tożsamości, buntu, kwestionowania autorytetów, szukania niezależności i
udowadniania tego światu. Postawy i
poglądy bywają wtedy burzliwe i kontrowersyjne, a ich stabilność nie jest
szczególna wartością. Często kryterium wyboru jest bieżąca popularność,
tymczasowe mody, oryginalność pozwalająca zaimponować rówieśnikom.
„Wstępna
(prowizoryczna) dorosłość” – wiek 22-29 lat
To okres
początkowego układania sobie życia i podejmowania decyzji mających duży wpływ
na przyszłość. Decyzje co do wykształcenia, które pozwolą wykonywać upragniony
zawód. Bardziej świadome dobieranie partnera, często już nie na chwilę, ale z
myślą o stałym związku. Wybory, które stają się bardziej świadome i planowane w
dłuższej perspektywie. Poglądy coraz bardziej stabilne, ugruntowane i
racjonalne.
„Okres
transformacji” – wiek 29-32 lata
W tym okresie mamy już sporo danych, które
pozwalają zweryfikować nasze dotychczasowe poglądy i plany. Ponieważ jesteśmy w
pełni sił i energii pozwala to na lepsze ukierunkowanie dalszych kroków, albo zdecydować
o kontynuacji poszukiwania swojego miejsca zawodowego i społecznego. To czas,
kiedy pojawia się rodzina, albo coraz silniejsza potrzeba jej zaplanowania.
Podglądy ugruntowują się i opierają się w dużej mierze o osobiste, silne
doświadczenia i własne metody.
„Zakorzenienie się
w życiu” – wiek 32-39 lat.
To czas, gdy najczęściej już założyliśmy
rodzinę i pojawiły się dzieci. Ten fakt w olbrzymim stopniu zmienia styl
naszego życia, jak również priorytety i wartości. Teraz znaczenie mają nie
tylko nasze własne potrzeby ale też potrzeby najbliższych i odpowiedzialność za
nich. To również czas pierwszych podsumowań i ocen tego, co dotychczas
osiągnęlismy i w jakim miejscu życia właśnie jesteśmy – rodzinnie, społecznie,
zawodowo.
„Przemiana lat
czterdziestych” – wiek 39-45 lat.
Czas na
podsumowanie i przyjrzenie się swojemu dotychczasowemu życiu. Może być czasem
szukania głębszej odpowiedzi o sens swojego życia na bazie tego co
osiągnęliśmy. , albo też czasem na desperacką zmianę, kiedy oceniamy, że
dotychczasowy kierunek nie daje nam satysfakcji. Silne przewartościowania mogą
być dodatkowo spowodowane wyzwaniami, jakie przynoszą dorastające dzieci,
zwiększone potrzeby materialne, czy problemy ze starzejącymi się rodzicami.
„Ponowna
stabilizacja i rozkwit” – wiek 45-50 lat – jak rozciągnął bym to wieku 55
To faza wchodzenia
w stabilność i zadowolenie z tego co zrealizowaliśmy, z głębszym zrozumieniem i
akceptacja samego siebie. Jest to też czas, gdy potrzeba odpowiedzenia sobie
„po co to wszystko” i „jaki to ma sens” jest coraz silniejsza. Z kolei energia
do doświadczania nowego, zmienia się w znacznym stopniu na poszukiwanie
harmonii i wewnętrznego spokoju. Fakt dorosłości naszych dzieci, uwalnia nam
czas i energię. Jednocześnie stawanie się „nestorami” w rodzinie i
społeczeństwie przynosi nowe wyzwania, ale też możliwości. Dla wielu z nas, jest to czas odkrywania, że
dawanie przynosi więcej satysfakcji niż branie i że życie jest ciągłym procesem.
Mamy też świadomość, że w tym procesie jesteśmy już za połową drogi.
„Dojrzałość i
spokojna mądrość” – wiek 51-60 lat – u mnie bardziej 55-65
Czas podsumowań i
refleksji nad sobą i życiem. Sprawdza się tu metafora, że człowiek dojrzewa jak wino – niektóre gatunki
nabierają smaku i wartości, a inne kwaśnieją. Dla wielu jest to czas zbierania
plonów z tego co zasiali i wyhodowali. Okres w którym mogą się tymi plonami,
wartościami i doświadczeniami dzielić i cieszyć, że to służy rozwojowi innych (
a przy tym również ich). Dla wielu osób jest to faza przykrych podsumowań,
rozczarowań i gorzkich doświadczeń. Doświadczania
negatywnych konsekwencji wielu lat braku należytej dbałości o zdrowie, relacje
czy bezpieczeństwo materialne.
W wersji
optymistycznej – to okres cieszenia się czasem dla siebie, bez konieczności
udowadniania czegokolwiek, komukolwiek. Czas kiedy możemy odczuwać radość z
widoku rosnących wnuków oraz satysfakcję z naszego wkładu w ich rozwój. Ta
satysfakcję możemy tez czerpać na polu zawodowym występując jako doradcy,
eksperci i mentorzy, których wielkim atutem jest wiek i doświadczenie oraz
szeroka perspektywa spojrzenia.
Jak będzie wyglądało i ile będzie trwało stadium ósme – wiek 65 – 80 (a może dalej), to zależy od nas i tego jak prowadziliśmy swoje życie przez minione dekady.
Najbardziej wartościowy byłem po 80-tce
Moim wzorem i
inspiracją w życiowym dojrzewaniu, jest mój mentor, Amerykanin Dave Hillman. W
czerwcu ubiegłego roku Dave skończył 85 lat i wraz z urodzinami postanowił
przejść na emeryturę. Mówiąc o swoich ostatnich 5-ciu latach aktywności zawodowej,
stwierdził, że podniósł swoja stawkę godzinową jako konsultant do maksimum, Jak
powiedział „przecież wraz z wiekiem moja wartość też rosła”.
WOW! – to jest ten pozytywny przykład na ostatnią
dekadę.
Wracam teraz do pytań postawionych na początku:
czy wypada zmieniać zdanie?
czy zmiana poglądów, przekonań nie świadczy o braku odpowiedzialności, trwałości i konsekwencji?
Moja odpowiedź brzmi TAK – wypada zmieniać, a nawet zmiana jest KONIECZNA!
TAK – to jest w porządku, co więcej jest oznaką życia, rozwoju, dojrzewania odkrywania.
Zmiany nas samych są tak naturalne, jak zmiany otoczenia dookoła. To że się zmieniamy świadczy o tym że żyjemy w realnym świecie. Tak, jak ten świat jesteśmy w ciągłym procesie przemian, transformacji, dojrzewania. Brak tych zmian, będzie oznaczał, że nasze życie się skończyło, więc nie oczekujmy, że nastąpi to przed śmiercią. Śmierć będzie końcem procesu zmiany (tu na ziemi)! Naszym zadaniem jest uświadamianie sobie tych zmian i nadawanie im kierunku. Kierowanie zmianami z akceptacją tego, czym możemy kierować i w jakim zakresie.
.
Pięknie mówią o tym słowa, które do mnie bardzo trafiają:
Boże, użycz mi pogody ducha,
abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić,
odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić,
i mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego.
Dziadkowie mieszkali na wsi niedaleko Lublina. W okresie dzieciństwa, a głównie szkoły podstawowej spędzaliśmy tam dużą część wakacji. Dziadek Jan był osobą znaną we wsi ze swojej solidność i pracowitość. Praca w gospodarstwie trwała od wczesnego rana (piania koguta) do zachodu słońca.
Obrazy upalnych letnich dni, rozpalonych dojrzałym żytem, czy też wieczornego zmroku, gdzie zapadająca cisza przerywana było odgłosem krów spędzanych z pastwisk, utkwiły mi w pamięci na zawsze (tą ostatnią czynność niejednokrotnie robiłem osobiście).
Upał, pot i kurz, a w nagrodę słuchawkami stereo
W swoim zamiłowaniu do pracy dziadek był bardzo konsekwentny i często wymagający. Pamiętam, że czasami, o 6 rano gdy jeszcze smacznie spaliśmy, słyszeliśmy głos dziadka „Krzysiu, Andrzejku – trzeba wstawać bo dzisiaj dzień młocki. Jak zaczniemy rano, to unikniemy upalnego popołudnia.” Gdy już mieliśmy po kilkanaście lat i nasz wkład w różne prace był znaczący. Pomoc przy żniwach, zwózka snopków z pól do stodoły, młocka zboża (najbardziej zapocona i zakurzona praca jaka znałem), grabienie ściernisk (SIC !) itp.
Ten żniwny, często naprawdę duży, wypocony i okurzony wysiłek miał też dla nas ważny i emocjonalny finał. Gdy już wyjeżdżaliśmy do Lublina odbywało się pożegnanie, a w tym kilka słów podziękowania od dziadka – na ogół nie lubił za dużo gadać. Do tego pożegnalny uścisk dłoni, a w niej odkrywaliśmy zwinięty banknot. To było najczęściej 50 zł albo 100 zł, co dla nas było bardzo znaczącą kwotą. Pamiętam, jak za te zarobione na żniwach pieniądze kupiłem pierwsze słuchawki stereo, a potem naskładałem na pierwszy, stereofoniczny gramofon.
Dzieci
patrzą – nasza postawa, to nauka dla przyszłych pokoleń
W tamtych czasach, nie znalem jeszcze pojęcia
“mentor”. To, że dziadek Jan, był moim pierwszym mentorem,
uświadomiłem sobie kilka lat temu, gdy sam rozpocząłem pracę w
charakterze mentora.
Czego
uczył mnie mój mentor, dziadek Jan:
Szacunku do solidnej, ciężkiej pracy. która dawała finansowe bezpieczeństwo całej rodzinie
postawy lidera i głowy rodziny
obowiązkowości, odpowiedzialności, organizacji pracy
odwagi w podejmowaniu decyzji
Patrząc na dziadka zobaczyłem, jak buduje się autorytet, jaki wpływ na innych ma nasze zachowanie i postawa. Pokazywał, że można żyć skromnie, a jednocześnie z godnością szacunkiem, dbałością o wartości i poczuciem wypełniania ważnej roli. Ważnej dla najbliższych, ale też dla społeczności. We wsi mawiano, że gdy Szyba (nazwisko dziadka) zaczął już żniwa, to znaczy że pora też zaczynać.
Pachnąca
i mieniąca się bombkami choinka oraz 12 wigilijnych potraw
Dziadek uczył nas też utrzymywania relacji rodzinnych. Mam zapisanie w pamięci na zawsze obrazy świąt Bożego Narodzenia, przy dużej, świeżej, pachnącej choince. Choince, wtedy jeszcze oświetlonej normalnymi świeczkami w małych metalowych lichtarzykach, przyozdobionej wyszukanymi, mieniącymi się bombkami (często rękodzieło) i „anielskim włosem”. Świeczki, :anielski włos”, a i jeszcze „zimne ognie” – Oj! to wymagało uwagi dorosłych. Podniosła, rodzinna atmosfera, wigilijne, podawane tylko na wigilię potrawy (musiało być 12) i śpiewanie kolęd to elementy barwnych, niezatartych wspomnień.
Siedmioro wnuków, jak 7 choinkowych krasnali
Dzisiaj piszę ten tekst z perspektywy dziadka, który kiedyś był małym wnuczkiem. Teraz to ja mam wnuki i to siedmioro. Siedem różnobarwnych, kolorowych, niepowtarzalnych istot, jak siedem pięknych choinkowych krasnali 🙂 Tylko, że w przeciwieństwie do krasnali, wnuki patrzą, obserwują i rejestrują. Ciekawe, jakie obrazy i refleksje wrócą do nich kiedyś, z dużą siłą i w pełni świadomie? Wrócą, gdy oni będą już może dziadkami, a może też mentorami?
Pachnące,
uśmiechnięte, świąteczne chwile z czasem na refleksje
Życzę Tobie na nadchodzące święta, kilku chwil całkiem dla siebie – czasu na refleksje. Poszukaj wtedy proszę w swoich wspomnieniach, kto był twoim mentorem – może pierwszym, a może tym bardzo ważnym? Co mu zawdzięczasz, czego był wzorem i jak wpłynął na Ciebie? Jeśli zechcesz się podzielić, to z radością przeczytam o tym w komentarzu zamieszczonym – tutaj.
Na nadchodzące święta życzę, ciepłych, pachnących, świątecznych scenerii oraz pięknych chwil. Aby, bez względu na niezwykłe okoliczności i ograniczenia na zewnątrz, ciepło uśmiechów, życzliwość myśli i otwartość serc wywoływały w Tobie piękne obrazy, gorące emocje i niezapomniane wspomnienia.
PS O swoich przemyśleniach, na temat wartości jaką stanowi dla mnie rodzina, piszę w mojej nowej książce: “Droga do pewności siebie” , część VI: “Bądź przykładem tego, co głosisz – o ważności integralności”, rozdział: „Rodzina jak drzewo – potrzebuje silnych korzeni, pielęgnacji i przestrzeni”. Tam też inne refleksje z perspektywy ponad sześciu dekad życia i blisko czterech dekad pracy.
Ruch jest w stanie zastąpić prawie każdy lek, ale wszystkie leki razem wzięte nie zastąpią ruchu
Wojciech Oczko (XVI w.), dr medycyny i filozofii, nadworny lekarz królów polskich
.
To nie mikroorganizmy żyją w nas – jest dokładnie odwrotnie!
To nie mikroorganizmy żyją w nas – to my żyjemy w oceanie mikroorganizmów! Ok. 90% ilości naszych komórek to mikroorganizmy, komórki naszego ciała to ok. 10%! Próba ucieczki od nich to jak próba nie zamoczenia się podczas kąpieli w oceanie.
Jakie zatem jest rozwiązanie – dbajmy o odporność, zdrowie i siłę swojego ciała. Wtedy mikroorganizmy będą naszymi przyjaciółmi, a nie wrogami.
Slajd z konferencji Power Planet: Człowiek-Środowisko-Biznes (Lubelski Klub Biznesu 2020)
Ten newsletter, to moja historia o tym jak ja to robię od 30 lat.
.
Na kilka tysięcy razy, tylko 3 razy żałowałem, że to zrobiłem.
Nawyk zażywanie ruchu i wysiłku fizycznego, uważam za jeden z najważniejszych nawyków jaki wyrobiłem sobie w życiu. Świadomość sprawnego ciała, daje mi dobre samopoczucie, które daje przenosi się na wszystkie obszary – pozytywne emocje, radość, satysfakcję, pokonywanie spadku motywacji, poczucie sprawstwa w życiu, sprawniej funkcjonujący umysł.
Wielokrotnie miałem powstrzymujące myśli i odciągającą emocję przed kolejnym treningiem – rannym bieganiem, wejściem do chłodnej wody w basenie w zimowe dni, wyjściem na rower w niepewną pogodę. Pojawiała się myśl, żeby jednak zostać w domowym ciepełku, wyciągnąć się na kanapie i może coś smacznego przekąsić. Jednak na kilka tysięcy odbytych treningów (30 lat x 52 tygodnie x 3 treningi (średnio) daje ok. 4.500), pamiętam tylko 3 razy, kiedy żałowałem, że nie zostałem w domu. We wszystkich tych przypadkach, stwierdziłem, że mój, większy niż zwykle opór, wynikał z rozwijającej się właśnie choroby – grypy, infekcji. Te 3 razy nie są w stanie przyćmić tych pozostałych 4497 razy i przekonania, że warto było i jest pokonać słabość.
.
Sport zaczął się od pierwszego zakochania
Od zawsze regularnie uprawiam sport. Oj – coś tu przesadziłem. Chciałbym żeby było tak, że „od zawsze”. Pierwszym etapem była jednak podstawówka, gdzie byłem pulchnym grubasem. Przeżycia szkolonego grubasa, a w tym odmieniające, pierwsze młodzieńcze zakochanie opisuję w swojej nowej książce, w rozdziale „Uwaga to pierwsza miłość!”.
To właśnie ta pierwsza miłość, zmobilizowała mnie też, abym zmienił swój wygląd i wtedy zacząłem uprawiać sport. Nie było to zbyt trudne, bo mój starszy brat Krzysztof był sportowa gwiazdą szkoły i od wczesnych lat trenował lekkoatletykę w lubelskim klubie START. Dzięki niemu również ja podjąłem regularne treningi. Treningi to może za dużo powiedziane. Stałem się w grupie sportowej, sympatycznie traktowanym, młodszym „misiem”, którego zadaniem była praca nad sobą, bez oczekiwania rezultatów. W pełni tolerowano to, że ciągnąłem się z tyłu stawki i trzeba było dawać mi łatwiejsze zadania, abym mógł im sprostać.
.
Jak misio
został sportowcem?
Jednak z czasem, „misio” wyrabiał się coraz lepiej i wytrzymywał tempo. Poza lekkoatletyką, pasją grupy sportowej, była koszykówka. Trudno było, aby było inaczej, gdyż START Lublin, wchodził wtedy, na długie lata do krajowej, koszykarskiej czołówki. Tak też, ja „misio”, zostałem „zainfekowany” koszykarską pasją. W rezultacie, po 2 latach terminowania u lekkoatletów, zamieniłem sekcję lekkiej atletyki na sekcję koszykówki. Sekcja koszykówki w klubie START LUBLIN – to brzmiało dla mnie, wtedy naprawdę dumnie.
Efektem tych treningów, było to, do czego dążyłem – niezła sylwetka i dołączenie do grupy szkolonych sportowców. Przypadł mi w udziale zaszczyt reprezentowania szkoły w piłce nożnej, siatkówce i koszykówce. To już było coś! – Chociaż do legendarnych wyczynów i rekordów szkoły, posiadanych przez mojego brata nigdy nie dorosłem.
.
Lider turnieju
koszykówki
Bakcyl koszykówki została ze mną na dłużej. Przez całe liceum, byłem gwiazdą drużyny klasowej i ważnym członkiem reprezentacji szkoły w międzyszkolnych rozgrywkach. Jednak największym powodem do dumy, był dyplom dla „najlepszego zawodnika, wydziałowego turnieju koszykówki” uzyskany w czasie studiów na UMCS.
Odnaleziony dyplom z 1980 rok, wisi teraz dumnie na ścianie w moim pokoju-biurze.
.
Kolejny rekord, z którego tym razem, dumny nie jestem
Niestety
później, pod koniec studiów, gdy zostałem mężem i ojcem na sport zabrakło
czasu.
Podobnie było w pierwszych latach pracy, gdy zaniedbałem
sport. Na efekty nie trzeba było długo czekać – padł mój życiowy rekord wagi –
ważyłem 100 kg. To rekord, z którego jednak dumny nie jestem.
Na szczęście dla mnie, miałem dużo
znajomych sportowców, no i brata, którego miłość do sportu nigdy nie wygasła.
Dzięki temu padła inicjatywa spotykania się na treningach sportowych, gdzie
głownie graliśmy w kosza, a potem jeszcze przechodziliśmy na godzinę do basenu.
.
Znajdź sobie formę ruchu, która będzie Ci sprawiać przyjemność!
Powyższa rada, dotarła do mnie już później. W okresie, gdy z powodu pracy i obowiązków rodzinnych, na sport trzeba było umieć, wygospodarować sobie czas i energię. Szukałem, zatem różnych form. Przez pewien czas testowałem nawet Tai Chi, ale tym, co mnie przyciągnęło na dłużej był tenis. Sprawiał mi przyjemność, chociaż wielkiego talentu w sobie nie odkryłem. Jak podsumował z przekąsem, jeden z moich instruktorów – „nie przejmuj się Andrzej, najtrudniejsze jest pierwsze 30 lat”. Niestety tenis, oprócz przyjemności ruchowej i atrakcyjnej otoczki (korty w lecie, wśród zieleni, to bardzo atrakcyjne miejsce na reset), tenis serwował mi coraz to jakieś kontuzje. Nabawiłam się słynnego „łokcia tenisisty”, nadwerężyłem Achillesa, naciągnąłem boleśnie dwugłowego, a również czworogłowego. Tego było dla mnie za dużo i za często.
.
Sport pamięta o numerze PESEL, sportowiec nie zawsze!
Odkryciem wieku dojrzałego (40+, 50+), było dostrzeżenie, że ambicja i adrenalina rywalizacji, nie bierze pod uwagę numeru PESEL. Walcząc o piłkę pod koszem, czy pod tenisową siatką, w wieku 40 lat, zachowywałem się tak jak bym miał 20. To znaczy, wydawało mi się, że tak ciągle mogę. To „wydawało mi się”, czasem kończyło się poważna kontuzją. Kiedyś, z sali, na której graliśmy w koszykówkę, wyniesiono mnie ze skręcona stopą, tak samo jak w czasach liceum. Tylko, że w liceum, gdy miałem lat 18, to nie było to samo, bolało mniej i goiło się krócej niż po 40-tce.
Refleksja była taka, że z wiekiem, lepiej jest zmniejszać wyzwania i nie rozniecać nadmiernie swojej wyobraźni! Ten wniosek dał mi przyzwolenie, żeby zmieniać formy i natężenia sportowych wyzwań, bez nadmiernego poczucia winy i dyskomfortu.
.
Czy jogging jest głupi czy zdrowy?
Takie pytanie zadała jedna z moich znajomych w dyskusji o sporcie. Odpowiedź brzmiała „i zdrowy i głupi” i z tą opinią na tamten moment w pełni się zgadzałem.
Czasem zdarzało mi się, zobaczyć przez okno, o 6 rano, jak mój brat wybiera się do lasu „pobiegać”. Nie mogłem się temu nadziwić, bo ja o tej porze najchętniej przekręcałem się na drugi bok i nikt, nie wypędziłby mnie do lasu. Dziwiłem się, do momentu aż spróbowałem. Przyczyna była prosta – nadmiar tłuszczu i stresu. Jedno i drugie warto by gdzieś zostawić – las okazał się świetnym miejscem do tego. Spróbowałem i tak mi zostało – na prawie 20 lat.
Bieganie jest głupie – bo proste, można wręcz powiedzieć, że prostackie. Nie wymaga specjalnych technik, ani sprzętów, ani sali ani umawiania się z partnerem czy drużyną. Po prostu bierzesz buty, spodenki, T-shirt, wyjeżdżasz do pobliskiego lasu (ode mnie 10 min. drogi) i biegniesz.
Bieganie jest
zdrowe bo:
– porcja ruchu
z rana, rozgrzewa i ustawia twój organizm na cały dzień (endorfiny robią swoje)
– bieganie
przestawia działanie całego twojego systemu – ciało, emocje, umysł.
– bieganie po
lesie, daje bliski kontakt z całym rocznym cyklem przyrody (dotykasz z bliska
wiosny, lata, jesieni, zimy), czujesz, że jesteś integralną częścią tego
świata
– kontakt z
przyrodą to również doznanie duchowe (słońce, drzewa, krzewy, ptaki, czasem
zwierzęta).
– po godzinie
poświęconej na poranny jogging (łącznie z przejazdem), wszystkie problemy były
mniejsze, pomysły świeższe, a wyzwania łatwiejsze.
– regularny,
umiarkowany w formie ruch, sprzyja regularności i wytrwałości w innych
wyzwaniach życia
– bieganie to
jeden z najtańszych sportów – jeżeli nie podkręcasz swoich wymagań, to buty,
dres i w drogę
– poranny ruch,
to najlepsza (i najtańsza) tabletka wzmacniająca, jaką udało mi się znaleźć w
moim życiu
.
Wygląda na to, że Pana mechanizm ruchu, wykazuje znaczny stopień zużycia
Tak mniej więcej wyglądał komunikat lekarza po badaniach, które zrobiłem dobiegając (znowu to bieganie) do sześćdziesiątki. Przyczyną były pojawiające się bóle promieniujące biodra. Po tej diagnozie – rada, aby odstawić bieganie i zamienić je na coś mniej eksploatującego moje stawy biodrowe. Widać swoje wybiegałem.
W rezultacie przeniosłem swoja aktywność na:
rower – cóż za
wspaniałe wycieczki, głownie latem – zasięg nawet do 30 km, co było nie do
pomyślenia w bieganiu
basen – dosyć
regularne 40 baseników (1 km), daje powera i ogólne poczucie „czystości” i świeżości
joga – to nowe
i piękne odkrycie wieku dojrzałego, o którym poniżej
.
Jak odmłodzić się o min. 5 lat w ciągu 2 godzin?
Chcesz w ciągu 2 godzin spowodować, że poczujesz się 5 lat (a
może 8) młodsza/młodszy – idź na jogę!
Jest powiedzenie, że jeżeli życie zamyka przed tobą jakieś drzwi (czasem z hukiem i boleśnie), to rozejrzyj się dookoła, ba na pewno, jakieś inne się właśnie otwierają. Odstawienie biegania, sprowokowało mnie do otworzenia drzwi sali z jogą. Tu legły w gruzach kolejne, moje dotychczasowa przekonania! Można nie spocić się bardzo, nie zajmować więcej niż kilka metrów kwadratowych przestrzeni, nie potrzebować wyrafinowanych sprzętów, nie mieć naprzeciwko rywala i jednocześnie, zmęczyć się, odstresować i poczuć tą lekkość w ciele i na duszy jak po intensywnym treningu.
Można – wystarczy przez 2 godziny, we właściwy sposób
powyginać i porozciągać swoje ciało.
Co mi robi ćwiczenie jogi:
Rozciąga
Uelastycznia
Odstresowuje
Daje swobodę i kontrolę swojego ciała na co dzień
Podnosi świadomość ciała i jego elementów
Odmładza
Chyba dosyć argumentów na to aby minimum raz na tydzień (lepiej by było 2 razy) poświęcić 2 godziny.
Powitanie słońca ćwiczę codziennie rano od czasu wiosennej pandemii – dziękuje ci COVID-19.
.
Prosty cel:
przepłynąć 80 basenów na 80-te urodziny
Banalna, często powtarzana prawda – pływanie, to jedna z najzdrowszych form ruchu. Zatem pływam i to nie zużywa moich stawów biodrowych. Dobre wymoczenie, warto zakończyć masarzem pod biczem wodnym, a czasem również sauną. Samopoczucie bajeczne (znowu 5 lat do tyłu).
Na 60-te urodziny przyszło mi do głowy takie wyzwanie – zamiast standardowych 40 basenów (po 25 m to daje 1 km), przepłynę, urodzinowe 60. Tak zrobiłem! Jednak pomysł spodobał mi się, więc go kontynuuję. W tym roku mają być 63 baseny (de facto 64 bo przecie pływa się w „te i nazad”. Forma jest, ale problemem jest COVID i zamknięte baseny. Zobaczymy zatem – może zamienię na 63 km na rowerze, ale nie odpuszczę?
W tym pływackim wyzwaniu, najbardziej ekscytuje mnie perspektywa urodzinowych rekordów na 70-tke i potem 80-tkę! Czemu nie dalej? – ależ proszę, później też chętnie. Co jednak będzie dalej, to zobaczymy jak już dopłynę do 80-tki.
Potrzeba ruchu przekształciła się w stały nawyk, który działa jak uzależniająca tabletka – NAJSKUTECZNIEJSZA TABLETKA, JAKA UDAŁO MI SIĘ W ŻYCIU ODKRYĆ. Teraz to swoje doświadczenie i pożyteczny nawyk, staram się przekazać swoim szybko rosnącym wnukom.
Lato 2020r. – na rowerach, ze starszymi wnukami.
.
Nacieszyć się radością jaką daje ruch
A ty – jakiej tabletki ruchu zażywasz i jak często?
Mam silne przekonanie i osobiste doświadczenie, że nie jest możliwe abyśmy schowali się przed światem, którego większościową, naturalna składową są mikroorganizmy – bakterie, grzyby, wirusy, pasożyty. Chowanie się, to próba zmniejszenia/uniknięcia skutków. Wzmacnianie swojego ciała, psychiki, umysłu i energii duchowej przez ruch i kontakt z przyrodą – to jest lekarstwo, które likwiduje przyczynę i daje trwałe efekty.
Ja ciągle pamiętam, że: “Ruch jest w stanie zastąpić prawie każdy lek, ale wszystkie leki razem wzięte nie zastąpią ruchu.”
Chętnie Cię spotkam 🙂 – na rowerze, długim spacerze, basenie, sali jogi, aby razem nacieszyć się radością jaką daje ruch.
Po kilkunastu latach, spotkałem dawno niewidzianego
znajomego Pana Jerzego.
Jerzy to człowiek, który zrealizował wiele w biznesie i nauce. Zajmował poważne stanowiska w firmach i na uczelniach i był ceniony przez wiele osób. Razem współpracowaliśmy w czasie, gdy prowadziłem swój największy biznes i sporo mi doradził i pomógł. Po spotkaniu, przeprowadziliśmy kilka ciekawych rozmów. Jedna z nich, dotyczyła wyzwań współczesnego świata w biznesie i polityce. Widząc mój entuzjazm w tematach związanych z moją obecną działalnością trenerską, popatrzył na mnie, pokiwał głową i powiedział „widzę, że Pan to ma jeszcze dużo energii Panie Andrzeju, a mnie to się już nic nie chce. Nic mi się nie chce.”
Źródło energii wszechświata
W jednej z wcześniejszych rozmów, z Jerzym powiedziałem mu o modelu energii osobistej, który opisałem w mojej 1-szej książce. To model, który jest dla mnie ważny i pozwolił mi na dokonanie wielu pozytywnych zmian w życiu. Wszystko w świecie, jest formą energii – my też. Nasza osobista energia składa się z 4-rech poziomów: energia fizyczna, emocjonalna, mentalna i duchowa. Każdy z tych poziomów jest tak samo ważny i wpływa na pozostałe i na cały system, jakim jesteśmy.
Paliwo do całego systemu leje się od góry – jego źródłem jest energia DUCHOWA. Ta energia pochodzi z wiary, że jest coś więcej, niż otaczający nas świat materialny. Coś, czego częścią jesteśmy, ale co nas przerasta, przekracza też nasze racjonalne rozumienie. Coś, co nadaje życiu i światu głęboki sens. Dla mnie tym Coś, jest Bóg – jako stwórca wszechświata, kreator i źródło energii wszystkiego.
Co, żeby nie zwariować?
Zapytałem Jerzego o to, jak on odnosi
się do wiary w Boga. Odpowiedział mi: ja uważam, że człowiek wymyślił sobie
Boga żeby nie zwariować. Ten nasz świat jest okrutny, złożony, materialny. Człowiek
potrzebował czegoś, żeby nie zwariować, no więc wymyślił sobie Boga.
Jerzy racjonalista, ekonomista, sformułował
dla siebie taką odpowiedź i przekonanie w temacie Boga.
Ja również jestem z natury racjonalistą. Powiem więcej – matematykiem z uniwersyteckiego wykształcenia, a więc w tamtym czasie supr-racjonalistą. Z czasu studiów i fascynacji matematyką, pamiętam jednak pewne bardzo ważne twierdzenie. Sformułował je i udowodnił Kurt Gödel – urodzony w Czechach austriacki logik i matematyk. Nazywa się ono twierdzeniem o niekompletności. Nie wchodząc w zbytnie szczegóły, wniosek z tego twierdzenia jest taki, że „wszystkie złożone systemy logiczne są niekompletne”. Niekompletność polega na tym, że systemy te zawierają twierdzenia, których nie można udowodnić używając reguł i aksjomatów tego systemu. (patrz np. Philippe Rosinski, „Globalny Coaching” str. 198-199).
Dla mnie, mówi to też o znanych nam modelach (systemach logicznych) funkcjonowania ekonomii, biznesu czy ogólnie naszego świata. Co za model byśmy nie wymyślili i jak wspaniale tego byśmy nie poukładali, to i tak będą pytania i twierdzenia, których nie jesteśmy w tym modelu w stanie rozstrzygnąć – „jest prawdziwe?”, czy „jest fałszywe?”.
Wybierz odpowiedź, z która chcesz żyć.
Powyższe
rozważanie odnosi się również do pytania „czy Bóg istnieje?”. Może jednak nie
istnieje, a „człowiek wymyślił sobie Boga, po to żeby nie zwariować”. Odpowiedź „TAK” czy „NIE” jest niemożliwa do udowodnienia
na bazie logicznego rozumowania w ramach systemu.
To TY
wybierasz, z jaka odpowiedzią chcesz żyć. Jeżeli jesteś takim silnym
racjonalistą, to możesz wybrać „TAK”, gdyż pozwoli Ci to nie zwariować, a to brzmi
jak silny, racjonalny powód. Jeżeli po prostu wierzysz, a inni nazywają Cię nieracjonalnym
(może głupim), to nie przejmuj się – nie ma na to dowodu, że ty się mylisz, a
oni maja rację.
Mam przekonanie, że większość z nas, bierze odpowiedź na to pytanie ze środowiska, wzorców i nawyków w którym się wychowaliśmy.
Paliwo duchowe, które napędza system
Przejawy duchowości mogą być inne niż wiara
w Boga. Duchowość to też głęboki kontakt z naturą, pięknem, sztuką – rzeczami,
które pokazują, że jest coś ponad nami – coś, co jest nieprzemijająca
wartością. Słyszę nieraz takie
określenia jak „głos wszechświata”, „dusza natury”, „centrum zarządzania”,
”energia kosmosu”.
Jak byś tego nie nazwał, to jest to źródło,
skąd nasz system bierze energię życiową. Za młodu, jesteśmy, jak świeżo naładowany
akumulator – mamy wystarczająco wiele energii, żeby działać, doświadczać,
próbować, testować, ryzykować i konsumować.
Ten poziom energii wacha się, spada, rośnie. Potrzebujemy źródła, które będzie go uzupełniać. Takim niewyczerpalnym źródłem jest ENERGIA DUCHOWA – im jesteś bardziej dojrzali wiekowo i życiowo, tym bardziej potrzebujemy dobrego doładowania.
Tchnął w jego nozdrza dech życia
Ja wybieram Boga i nieśmiertelna
duszę, którą Bóg tchnął w nas przy narodzeniu.
„Ukształtował Pan Bóg człowieka z prochu ziemi i tchnął w
nozdrza jego dech życia. Wtedy stał się człowiek istotą żywą.” Księga Rodzaju
2:7
Jesteś systemem:
Nie jesteś swoim ciałem – możesz stracić dużą jego część (np. kończyny i nadal jesteś)
Nie jesteś swoimi emocjami – możesz je wyłączać i włączać
Nie jesteś swoim umysłem – w czasie medytacji możemy „wyzerować” myśli – ich nie ma Ty jesteś
Jest w Tobie coś, co nieśmiertelne, stałe, wieczne
Ja wybrałem, a jaki jest Twój wybór? Jakie źródło energii, pozwoli Ci nie zwariować i zapobiec momentowi, w którym powiesz „mnie, to się już nic nie chce”.
Smutny koniec historii
Koniec historii z moim znajomym Jerzym
jest smutny. Nieoczekiwanie zachorował, trafił do szpitala. Gdy tam był, nie
chciał odwiedzin znajomych, kontaktów, wsparcia, podtrzymania na duchu. Nie
widać było w nim było energii do życia. Nieoczekiwana choroba, zakończyła się
jeszcze bardziej nieoczekiwana śmiercią – po kilku miesiącach.
Zauważyłem, że moja dorosła córka spędza długi czas przed komputerem
i nie chodzi tu o pracę. Osobiście, mam silne przekonanie, że to źle wpływa na
jej zdrowie i sen, a ostatnio właśnie na to narzeka. Postanawiam zwrócić jej na
to uwagę (zainterweniować).
Mówię: „ czy ty nie za długo przesiadujesz przed komputerem? To źle wpływa na twoje zdrowie.” W odpowiedzi otrzymałem: „Czy ty tato musisz ciągle mówić mi, co ja mam robić?! Jestem dorosła i będę robiła to, co zechcę!” Oh! Tu moje zdziwienie i rozczarowanie! Przecież ja to zrobiłem z troski!, Tymczasem dostałem reprymendę, że się wtrącam no i denerwuję. Jak można to zrobić, żeby uniknąć takiej frustrującej sytuacji?
Rozmowa z Johnem Heronem – John proszę pomóż!
Ja: Drogi Johnie, na wstępie, pozwól, że cię
przedstawię. John Heron – brytyjski
autorytet w dziedzinie nauk społecznych, psychologii, edukacji, rozwoju
potencjału osobistego i zawodowego. Badacz, autor, trener.
Ja: John powiedz proszę, to, co ja źle
zrobiłem? I jak to powinienem zrobić lepiej?
John: Andrzeju, powiedz mi, jaka była Twoje intencja? Co chciałeś przez swoją wypowiedź uzyskać? Ja: Chciałem przekazać pewne, ważne fakty oraz zwrócić uwagę mojej córce, że to co robi psuje jej zdrowie. Chciałem też skłonić ją do przyjrzenia się temu zachowaniu i zachęcić do zmiany. Poza tym chciałem powiedzieć, że zauważam, że wieczorem jak jest zmęczona i potrzebny jest jej relaks.
Jak sam nie wiesz, o co Ci chodzi, to skąd będą wiedzieć inni?
John: sam widzisz Andrzeju, że zmieszałeś tutaj
kilka różnych intencji. W takiej sytuacji, twoja córka, skoncentruje się na tym,
co wychwyci najbardziej. W zależności od nastroju, sytuacji i poziomu zmęczenia
może wyłapać np. to, co ją ostatnio złości albo irytuje. Może np. coś w twoich zachowaniach, może twój ton, a może coś innego z jakiegoś jeszcze
innego powodu.
Ja: to jak to zrobić lepiej? Przecież zależy mi na relacjach z córką i na tym żebyśmy się wzajemnie wspierali. Jak widzę, że ważna dla mnie osoba, może nawet nieświadomie, robi coś co jej potencjalnie szkodzi, to staram się pomóc jej to dostrzec i zmienić. Ja osobiście bardzo cenie taką informację kierowana do mnie, która pomaga mi robić coś lepiej.
John: pomocne w tym będzie, jeśli zanim coś powiesz, to zastanowisz się, jaka jest twoja intencja. Jak już wiesz, jaką intencję chcesz wyrazić to zastanów się nad sposobem, jak to właściwie wyrazić. Dopiero potem powiedz to. To pomoże drugiej stronie zrozumieć, o co ci naprawdę chodzi. Na przykład, że to jest chęć pomocy, a nie jest wtrącania się i narzucania.
Ja: słusznie zauważyłeś. Widzę, że czasem, jak coś mówię, to nie do końca uświadamiam sobie, co w moim przekazie jest najważniejsze i mieszam różne watki.
Nie mieszaj, bo wybuchnie
John: no właśnie. Dlatego ja zrobiłem
klasyfikację tego, co ludzie najczęściej chcą wyrazić.
Po wielu badaniach, doszedłem do
wniosku, że ludzie, w tego typu rozmowach mają sześć podstawowych intencji:
przekazanie informacji
wydanie polecenia
konfrontacja
zachęta do rozwoju
udzielenie wsparcia
pomoc w rozładowaniu emocji
Ja: fajnie to wygląda i przemawia do mnie. Moje myślenie
jest analityczne i takie przejrzyste struktury pomagają mi. Myślę tylko, że to łatwo
powiedzieć, ale trudniej zrobić. No i jeszcze taka wstydliwa myśl „jak to, tyle
lat spędzonych ze sobą i nie potrafimy wyrażać
swoich intencji? !”
John: nie przejmuj się. Tak ma większość ludzi. Ważne, że masz ochotę się poprawić, a ja jestem przekonany, że mój model ci w tym pomoże.
Popatrz jak to działa
John:
dla przykładu sformułuję jak można lepiej wyrazić kolejne intencje.
Przekazanie informacji:
Droga córko. Zobacz tu w gazecie jest ciekawy
artykuł na temat wpływu długiego przesiadywania przed telewizorem na schorzenia
kręgosłupa i oczu Wydanie
polecenia: Wyłączymy teraz telewizor i chodź pójdziemy
na spacer. Konfrontacja
Mówisz, że słabo sypiasz i chcesz coś to zrobić.
Popatrz, tu jest artykuł, który mówi o negatywnym wpływie oglądania telewizji
na głębokość snu. Co o tym sądzisz. Zachęta
do rozwoju
zastanów się, jak tak długie oglądanie
telewizji wieczorem wpływa potem na twój sen. Udzielenie
wsparcia
Miałaś faktycznie trudny dzień. Świetnie się
spisałaś i zasługujesz na odpoczynek. Pomoc w
rozładowaniu emocji
Widzę, że jesteś zmęczona. Masz do
tego pełne prawo. Rozluźnij się i odpocznij?
Ja: dziękuje Ci John. Faktycznie, tak sformułowane zdania, pozwalają drugiej stronie łatwo zrozumieć, o co mi chodzi. Dzięki temu możemy uniknąć nieporozumień.
Matematyka intencji
Nazwałem tą klasyfikację różnych
intencji „matematyką intencji”.
Podoba mi się taka przejrzysta
klasyfikacja i uproszczenie. Pomaga samemu sobie doprecyzować, swoje myśli i
zamiary. Jeżeli tego nie zrobimy i sami
nie jesteśmy świadomi, jakie intencje wyrażamy jednocześnie, to jak ma to
zrozumieć nasz rozmówca?
Co ty na to drogi czytelniku?
Jak matematyka intencji Johna Herona,
może Ci pomóc w jasnym wyrażaniu swoich intencji i unikaniu niepotrzebnych
nieporozumień i rozczarowań?
Będzie mi milo, jak wyrazisz swoje
intencje w komentarzu do tego artykułu.
Moja intencje do tego tekstu to:
przekazanie informacji
konfrontacja z opisanym
tu modelem
zachęta do rozwoju w skuteczności komunikacji
Jeżeli doczytałeś do końca, to moje duże uznanie za Twoja ciekawość, chęć poznania czegoś nowego i chęć do rozwoju (to było z intencją „udzielenia wsparcia”).
Powodzenia w zamianie refleksji na Twoje korzyści 🙂
Zapewne dasz sobie radę – to poziom 5-tej klasy podstawówki? Warto spróbować nawet w kontekście szkoły, którą wielu z nas ma własnie, nieoczekiwanie we własnym domu 🙂
Zadanie – w skrócie Zad. (powstrzymaj skojarzenia ;))
Na zdjęciu dołączonym do tego newslettera, widzisz Andrzeja, z wnukami, na rowerach. Średnia wieku całej piątki to 17 lat. Wnuki razem, mają 23 lata. Ile lat ma Andrzej?
Matematyka, a poczucie własnej wartości
To zadanie przyszło mi do głowy, po uroczej wycieczce
rowerowej kilka dni temu.
Moje wnuki, począwszy od tych 4-latków, już jeżdżą na rowerach
i są w stanie przejechać ponad 5 km (taka była trasa pierwszej wspólnej
wycieczki)!
Rozwiązanie zadania – w skrócie Odp.
Odp. ….
To tyle, mam właśnie lat? Czy to dobry wiek? Co, jest w nim dobrego?
Poczucie własnej wartości – jako jednym z głównych filarów, ma
właśnie samoakceptację. Akceptuję siebie taką (takiego) jaka jestem.
Wysoka/niska, czarna/ruda, szybka/wolna, chuda/gruba, samotna/z rodziną,
MŁODA/TYLE LAT ILE MAM…
Każdy wiek jest piękny❗
🕒 Cudowna, dorastająca
18-tka 🆚 jaki byłem jeszcze wtedy głupi 🙁
🕒 Wojownicza 30-tka 🆚
pogoń za sukcesem, brak czasu na zdrowie, rodzinę – na życie. I brak
świadomości, co jest naprawdę ważne?
🕒 Silna i zapracowana
40-stka 🆚 jej stresujące przewartościowania i mocne
refleksje co do wyboru dalszej drogi. Co powinienem zmienić?
🕒 świadoma 60-tka 🆚
jest trochę wolniej, poczucie uciekającego czasu. Konsternacja – dlaczego
większość moich przyjaciół (rówieśników), unika tematu: “ile mamy
lat?”. O urodzinach nie wspominam 🙁
🕒 Przede mną dojrzałe
70-80, z refleksją „ile to w życiu było pogoni, za mało ważnymi rzeczami 🆚
człowiek jest niewątpliwie mniej trendy i sporty (chociaż, to kwestia
systematycznej pracy). No i trochę stresu, jak to będzie z przepłynięciem tych
postanowionych 70-ciu basenów na 70-te urodziny? (to takie, coroczne,
urodzinowe wyzwanie).
Samoakceptacja – filar “samo-satysfakcji”
A jak u Ciebie?
Na ile akceptujesz siebie, w tym swój obecny wiek?
W jakim stopniu jesteś pogodzona(y) z tym, kim i jaka/jaki
jesteś?
Na ile doceniasz to co osiągnęłaś/osiągnąłeś do tej pory,
stawiasz sobie dalsze, realistyczne wyzwania i cieszysz się tym, co jest?
Jeśli brak Ci akceptacji Siebie – to jeden z filarów
poczucia Twojej wartości, chwieje się, lub leży w gruzach.
Poczucie własnej wartości
Takie poczucie, budujemy przez całe życie. Przez całe życie,
czy chcemy czy nie, nadajemy mu wartość!
Jak to robić świadomie? Jak
systematycznie budować (lub umacniać) poczucie własnej wartości i
zdrowej pewności siebie?
O moich refleksjach i doświadczeniach na ten temat będzie
webinar 19 maja
Nie pytam Cię ile masz lat, ale będę wdzięczny, jak
napiszesz w komentarzu do tego newslettera: jaką widzisz, szczególną
wartość swojego, obecnego wieku?
Zapraszam Cie na webinar:
Kiedy: Wtorek, 19 maja, godz. 18:00 Zapisy: wejdź tutaj➡️ https://andrzej.cieplak.com/webinar/ Temat: „Jak zwiększyć pewność siebie i mieć wysokie poczucie własnej wartości?” cz.2 Ilość miejsc: ograniczona, dlatego decyduje kolejność zapisów i wejść do pokoju webinarowego!
Jeżeli chciałabyś/chciałbyś obejrzeć poprzedni webinar z 29 kwietnia 2020, to znajdziesz go tutaj: https://youtu.be/4YKJ_xzVplY
Przeczytaj
ponownie opisy sytuacji podane na początku tekstu po zdaniu „A jak reagujesz w sytuacjach, gdy”
Teraz zastanów się, które z tych
sytuacji zdarzają się Tobie?
Sformułuj, w jaki sposób możesz
asertywnie zareagować na taką sytuację, gdy się znowu wydarzy. Zrób to jak
tylko przyjdzie okazja! Nie odpuszczaj!!!
2. Znaj i korzystaj ze swoich praw, które nie naruszają praw innych ludzi
Spójrz na listę zatytułowaną; „Prawa do robienia wszystkiego, co
nie narusza praw innych ludzi (wg Shan
Rees & Roderick S. Graham)”
Do każdego z
praw przyznaj sobie od 1 do 10 punktów, za to jak je realizujesz (1 znaczy w
ogóle NIE, 10 znaczy w pełni TAK).
Na koniec
podlicz punkty i sprawdź, na ile dobrze realizujesz prawa asertywnego
człowieka?
Jeżeli masz: od 0- do 60 pkt. => słabo, tak nie zbudujesz filara asertywności
61-85 => średnio, potrzebujesz wzmocnić zachowania asertywne
86 -109 => jest dobrze, nie odpuszczaj
110 – 130 => świetnie – jesteś asertywna(y) i stale to wzmacniasz
3. Dawanie uznania innym – zacznij od siebie.
Wprowadź
krótką pochwałę dla siebie samej/samego, gdy zrobisz coś dobrze. Powiedz sobie
„jestem OK – potrafię zrobić …”, „robię to dobrze bo znam się na tym”,
„gratuluję – to co zrobiłem, to naprawdę dobra robota”, „zasłużyłem na uznanie
za moje zaangażowanie i wysiłek przy tym projekcie” … etc.
Bez
umiejętności (a najlepiej nawyku)
chwalenia samej/samego siebie, trudno jest umieć chwalić innych. Bo po co? Przecież to co robią
to ich obowiązek!
4. Asertywnie reaguj na krytykę
Przypomnij sobie niedawną sytuację, w której ktoś cię
skrytykował (słusznie czy też nie).
Sformułuj swoją asertywną odpowiedź w takiej sytuacji.
5. Asertywnie przyjmuj pochwały – również niezasłużone
To samo co wyżej, tylko skoncentruj się na otrzymanej
pochwale, wyrazach uznania.
zasłużonych
nie zasłużonych
Jak asertywnie powinnaś / powinieneś
zareagować w takiej sytuacji.