fbpx

Sport, czyli najlepsza tabletka na zdrowie – zażywaj regularnie

Ruch jest w stanie zastąpić prawie każdy lek, ale wszystkie leki razem wzięte nie zastąpią ruchu

Wojciech Oczko (XVI w.), dr medycyny i filozofii, nadworny lekarz królów polskich

.

To nie mikroorganizmy żyją w nas – jest dokładnie odwrotnie!

  To nie mikroorganizmy żyją w nas – to my żyjemy w oceanie mikroorganizmów! Ok. 90% ilości naszych komórek to mikroorganizmy, komórki naszego ciała to ok. 10%! Próba ucieczki od nich to jak próba nie zamoczenia się podczas kąpieli w oceanie.

  Jakie zatem jest rozwiązanie – dbajmy o odporność, zdrowie i siłę swojego ciała. Wtedy mikroorganizmy będą naszymi przyjaciółmi, a nie wrogami.


Slajd z konferencji Power Planet:
Człowiek-Środowisko-Biznes (Lubelski Klub Biznesu 2020)

Ten newsletter, to moja historia o tym jak ja to robię od 30 lat.

.

Na kilka tysięcy razy, tylko 3 razy żałowałem, że to zrobiłem.

  Nawyk zażywanie ruchu i wysiłku fizycznego, uważam za jeden z najważniejszych nawyków jaki wyrobiłem sobie w życiu. Świadomość sprawnego ciała, daje mi dobre samopoczucie, które daje przenosi się na wszystkie obszary – pozytywne emocje, radość, satysfakcję, pokonywanie spadku motywacji, poczucie sprawstwa w życiu, sprawniej funkcjonujący umysł.

            Wielokrotnie miałem powstrzymujące myśli i odciągającą emocję przed kolejnym treningiem – rannym bieganiem, wejściem do chłodnej wody w basenie w zimowe dni, wyjściem na rower w niepewną pogodę.  Pojawiała się myśl, żeby jednak zostać w domowym ciepełku, wyciągnąć się na kanapie i może coś smacznego przekąsić.  Jednak na kilka tysięcy odbytych treningów (30 lat  x 52 tygodnie x  3 treningi (średnio) daje ok. 4.500), pamiętam tylko 3 razy, kiedy żałowałem, że nie zostałem w domu. We wszystkich  tych przypadkach, stwierdziłem, że mój, większy niż zwykle opór, wynikał z rozwijającej się właśnie choroby – grypy, infekcji. Te 3 razy nie są w stanie przyćmić tych pozostałych 4497 razy i przekonania, że warto było i jest pokonać słabość.

.

Sport zaczął się od pierwszego zakochania

  Od zawsze regularnie uprawiam sport.  Oj – coś tu przesadziłem. Chciałbym żeby było tak, że „od zawsze”. Pierwszym etapem była jednak podstawówka, gdzie byłem pulchnym grubasem. Przeżycia szkolonego grubasa, a w tym odmieniające, pierwsze młodzieńcze zakochanie opisuję w swojej nowej książce, w rozdziale „Uwaga to pierwsza miłość!”.

  To właśnie ta pierwsza miłość, zmobilizowała mnie też, abym zmienił swój wygląd i wtedy zacząłem uprawiać sport. Nie było to zbyt trudne, bo mój starszy brat Krzysztof był sportowa gwiazdą szkoły i od wczesnych lat trenował lekkoatletykę w lubelskim klubie START. Dzięki niemu również ja podjąłem regularne treningi. Treningi to może za dużo powiedziane. Stałem się w grupie sportowej, sympatycznie traktowanym, młodszym „misiem”, którego zadaniem była praca nad sobą, bez oczekiwania rezultatów. W pełni tolerowano to, że ciągnąłem się z tyłu stawki i trzeba było dawać mi łatwiejsze zadania, abym mógł im sprostać.

.

Jak misio został sportowcem?

  Jednak z czasem, „misio” wyrabiał się coraz lepiej i wytrzymywał tempo. Poza lekkoatletyką, pasją grupy sportowej, była koszykówka. Trudno było, aby było inaczej, gdyż START Lublin, wchodził wtedy, na długie lata do krajowej, koszykarskiej czołówki. Tak też, ja „misio”, zostałem „zainfekowany” koszykarską pasją.  W rezultacie, po 2 latach terminowania u lekkoatletów, zamieniłem sekcję lekkiej atletyki na sekcję koszykówki. Sekcja koszykówki w klubie START LUBLIN – to brzmiało dla mnie, wtedy naprawdę dumnie.

  Efektem tych treningów, było to, do czego dążyłem – niezła sylwetka i dołączenie do grupy szkolonych sportowców. Przypadł mi w udziale zaszczyt reprezentowania szkoły w piłce nożnej, siatkówce i koszykówce. To już było coś! – Chociaż do legendarnych wyczynów i rekordów szkoły, posiadanych przez mojego brata nigdy nie dorosłem.

.

Lider turnieju koszykówki

  Bakcyl koszykówki została ze mną na dłużej. Przez całe liceum, byłem gwiazdą drużyny klasowej i ważnym członkiem reprezentacji szkoły w międzyszkolnych rozgrywkach. Jednak największym powodem do dumy, był dyplom dla „najlepszego zawodnika, wydziałowego turnieju koszykówki” uzyskany w czasie studiów na UMCS.


Odnaleziony dyplom z 1980 rok, wisi teraz dumnie na ścianie w moim pokoju-biurze.

.

Kolejny rekord, z którego tym razem, dumny nie jestem

Niestety później, pod koniec studiów, gdy zostałem mężem i ojcem na sport zabrakło czasu.

Podobnie było w pierwszych latach pracy, gdy zaniedbałem sport. Na efekty nie trzeba było długo czekać – padł mój życiowy rekord wagi – ważyłem 100 kg. To rekord, z którego jednak dumny nie jestem.

            Na szczęście dla mnie, miałem dużo znajomych sportowców, no i brata, którego miłość do sportu nigdy nie wygasła. Dzięki temu padła inicjatywa spotykania się na treningach sportowych, gdzie głownie graliśmy w kosza, a potem jeszcze przechodziliśmy na godzinę do basenu.

.

Znajdź sobie formę ruchu, która będzie Ci sprawiać przyjemność!

  Powyższa rada, dotarła do mnie już później. W okresie, gdy z powodu pracy i obowiązków rodzinnych, na sport trzeba było umieć, wygospodarować sobie czas i energię. Szukałem, zatem różnych form. Przez pewien czas testowałem nawet Tai Chi, ale tym, co mnie przyciągnęło na dłużej był tenis. Sprawiał mi przyjemność, chociaż wielkiego talentu w sobie nie odkryłem. Jak podsumował z przekąsem, jeden z moich instruktorów – „nie przejmuj się Andrzej, najtrudniejsze jest pierwsze 30 lat”.  Niestety tenis, oprócz przyjemności ruchowej i atrakcyjnej otoczki (korty w lecie, wśród zieleni, to bardzo atrakcyjne miejsce na reset), tenis serwował mi coraz to jakieś kontuzje. Nabawiłam się słynnego „łokcia tenisisty”, nadwerężyłem Achillesa, naciągnąłem boleśnie dwugłowego, a również czworogłowego. Tego było dla mnie za dużo i za często. 

.

Sport pamięta o numerze PESEL, sportowiec nie zawsze!

  Odkryciem wieku dojrzałego (40+, 50+), było dostrzeżenie, że ambicja i adrenalina rywalizacji, nie bierze pod uwagę numeru PESEL.  Walcząc o piłkę pod koszem, czy pod tenisową siatką, w wieku 40 lat, zachowywałem się tak jak bym miał 20. To znaczy, wydawało mi się, że tak ciągle mogę. To „wydawało mi się”, czasem kończyło się poważna kontuzją. Kiedyś, z sali, na której graliśmy w koszykówkę, wyniesiono mnie ze skręcona stopą, tak samo jak w czasach liceum. Tylko, że w liceum, gdy miałem lat 18, to nie było to samo, bolało mniej i goiło się krócej niż po 40-tce.

  Refleksja była taka, że z wiekiem, lepiej jest zmniejszać wyzwania i nie rozniecać nadmiernie swojej wyobraźni!  Ten wniosek dał mi przyzwolenie, żeby zmieniać formy i natężenia sportowych wyzwań, bez nadmiernego poczucia winy i dyskomfortu.

.

Czy jogging jest głupi czy zdrowy?

  Takie pytanie zadała jedna z moich znajomych w dyskusji o sporcie. Odpowiedź brzmiała „i zdrowy i głupi” i z tą opinią na tamten moment w pełni się zgadzałem.

  Czasem zdarzało mi się, zobaczyć przez okno, o 6 rano, jak mój brat wybiera się do lasu „pobiegać”. Nie mogłem się temu nadziwić, bo ja o tej porze najchętniej przekręcałem się na drugi bok i nikt, nie wypędziłby mnie do lasu. Dziwiłem się, do momentu aż spróbowałem. Przyczyna była prosta – nadmiar tłuszczu i stresu. Jedno i drugie warto by gdzieś zostawić – las okazał się świetnym miejscem do tego. Spróbowałem i tak mi zostało – na prawie 20 lat.

  Bieganie jest głupie – bo proste, można wręcz powiedzieć, że prostackie. Nie wymaga specjalnych technik, ani sprzętów, ani sali ani umawiania się z partnerem czy drużyną. Po prostu bierzesz buty, spodenki, T-shirt, wyjeżdżasz do pobliskiego lasu (ode mnie 10 min. drogi) i biegniesz.

Bieganie jest zdrowe bo:

– porcja ruchu z rana, rozgrzewa i ustawia twój organizm na cały dzień (endorfiny robią swoje)

– bieganie przestawia działanie całego twojego systemu – ciało, emocje, umysł.

– bieganie po lesie, daje bliski kontakt z całym rocznym cyklem przyrody (dotykasz z bliska wiosny, lata, jesieni, zimy), czujesz, że jesteś integralną częścią tego świata 

– kontakt z przyrodą to również doznanie duchowe (słońce, drzewa, krzewy, ptaki, czasem zwierzęta).

– po godzinie poświęconej na poranny jogging (łącznie z przejazdem), wszystkie problemy były mniejsze, pomysły świeższe, a wyzwania łatwiejsze.

– regularny, umiarkowany w formie ruch, sprzyja regularności i wytrwałości w innych wyzwaniach życia

– bieganie to jeden z najtańszych sportów – jeżeli nie podkręcasz swoich wymagań, to buty, dres i w drogę

– poranny ruch, to najlepsza (i najtańsza) tabletka wzmacniająca, jaką udało mi się znaleźć w moim życiu

.

Wygląda na to, że Pana mechanizm ruchu, wykazuje znaczny stopień zużycia

  Tak mniej więcej wyglądał komunikat lekarza po badaniach, które zrobiłem dobiegając (znowu to bieganie) do sześćdziesiątki. Przyczyną były pojawiające się bóle promieniujące biodra. Po tej diagnozie – rada, aby odstawić bieganie i zamienić je na coś mniej eksploatującego moje stawy biodrowe. Widać swoje wybiegałem.  

W rezultacie przeniosłem swoja aktywność na:

  • rower – cóż za wspaniałe wycieczki, głownie latem – zasięg nawet do 30 km, co było nie do pomyślenia w bieganiu
  • basen – dosyć regularne 40 baseników (1 km), daje powera i ogólne poczucie „czystości” i świeżości
  • joga – to nowe i piękne odkrycie wieku dojrzałego, o którym poniżej

.

Jak odmłodzić się o min. 5 lat w ciągu 2 godzin?

Chcesz w ciągu 2 godzin spowodować, że poczujesz się 5 lat (a może 8) młodsza/młodszy – idź na jogę!

  Jest powiedzenie, że jeżeli życie zamyka przed tobą jakieś drzwi (czasem z hukiem i boleśnie), to rozejrzyj się dookoła, ba na pewno, jakieś inne się właśnie otwierają. Odstawienie biegania, sprowokowało mnie do otworzenia drzwi sali z jogą. Tu legły w gruzach kolejne, moje dotychczasowa przekonania! Można nie spocić się bardzo, nie zajmować więcej niż kilka metrów kwadratowych przestrzeni, nie potrzebować wyrafinowanych sprzętów, nie mieć naprzeciwko rywala i jednocześnie, zmęczyć się, odstresować i poczuć tą lekkość w ciele i na duszy jak po intensywnym treningu.

Można – wystarczy przez 2 godziny, we właściwy sposób powyginać i porozciągać swoje ciało.

Co mi robi ćwiczenie jogi:

  • Rozciąga
  • Uelastycznia
  • Odstresowuje
  • Daje swobodę i kontrolę swojego ciała  na co dzień
  • Podnosi świadomość ciała i jego elementów
  • Odmładza

Chyba dosyć argumentów na to aby minimum raz na tydzień (lepiej by było 2 razy) poświęcić 2 godziny.


Powitanie słońca ćwiczę codziennie rano od czasu wiosennej pandemii – dziękuje ci COVID-19.

.

Prosty cel: przepłynąć 80 basenów na 80-te urodziny

  Banalna, często powtarzana prawda – pływanie, to jedna z najzdrowszych form ruchu. Zatem pływam i to nie zużywa moich stawów biodrowych. Dobre wymoczenie, warto zakończyć masarzem pod biczem wodnym, a czasem również sauną. Samopoczucie bajeczne (znowu 5 lat do tyłu).

  Na 60-te urodziny przyszło mi do głowy takie wyzwanie – zamiast standardowych 40 basenów (po 25 m to daje 1 km), przepłynę, urodzinowe 60. Tak zrobiłem! Jednak pomysł spodobał mi się, więc go kontynuuję. W tym roku mają być 63 baseny (de facto 64 bo przecie pływa się w „te i nazad”. Forma jest, ale problemem jest COVID i zamknięte baseny. Zobaczymy zatem – może zamienię na 63 km na rowerze, ale nie odpuszczę?

  W tym pływackim wyzwaniu, najbardziej ekscytuje mnie perspektywa urodzinowych rekordów na 70-tke i potem 80-tkę!  Czemu nie dalej? – ależ proszę,  później też chętnie. Co jednak będzie dalej, to zobaczymy jak już dopłynę do 80-tki.

            Potrzeba ruchu przekształciła się w stały nawyk, który działa jak uzależniająca tabletka – NAJSKUTECZNIEJSZA TABLETKA, JAKA UDAŁO MI SIĘ W ŻYCIU ODKRYĆ. Teraz to swoje doświadczenie i pożyteczny nawyk, staram się przekazać swoim szybko rosnącym wnukom.


Lato 2020r. – na rowerach, ze starszymi wnukami.

.

Nacieszyć się radością jaką daje ruch

A ty – jakiej tabletki ruchu zażywasz i jak często?

  Mam silne przekonanie i osobiste doświadczenie, że nie jest możliwe abyśmy schowali się przed światem, którego większościową, naturalna składową są mikroorganizmy –  bakterie, grzyby, wirusy, pasożyty.  Chowanie się, to próba zmniejszenia/uniknięcia skutków. Wzmacnianie swojego ciała, psychiki, umysłu i energii duchowej przez ruch i kontakt z przyrodą – to jest lekarstwo, które likwiduje przyczynę i daje trwałe efekty.

Ja ciągle pamiętam, że: “Ruch jest w stanie zastąpić prawie każdy lek,  ale wszystkie leki razem wzięte nie zastąpią ruchu.”

Chętnie Cię spotkam 🙂 – na rowerze, długim spacerze, basenie, sali jogi, aby razem nacieszyć się radością jaką daje ruch.

Inwentaryzacja stanu rodziny – bilansujemy relacje


Jubileuszowy, 15. zjazd rodziny Cieplaków w 2018 r.

Umacnianie więzi i relacji w rodzinie, tym bardziej cenne w okresie pandemii

12 września 2020 odbył się 17. zjazd rodziny Cieplaków. Był to zjazd szczególny, bo ze względu na trwającą od wiosny pandemię koronawirusa nie wiadomo było czy zjazd w ogóle się odbędzie i kto się pojawi. Postanowiliśmy jednak, że umacnianie relacji w rodzinie jest tak ważne i na tyle nam służy, że stanowi najlepszą odpowiedź na to, co się dzieje dookoła. Utrzymywanie relacji, ofiarowanie sobie na wzajem wsparcia, wymiana informacji, poglądów i doświadczeń dobrze służy każdemu z uczestników. W czasie istotnego ograniczenia kontaktów, niepewności i lęku takie spotkania tym bardziej powinny się odbywać. Było dużo oznak wzajemnej przyjaźni, emocjonalnych rozmów, czułości i miłości. Najmłodsze pokolenie 4-6 latków złapało świetny kontakt z 20-latkami. Zabawom i wygłupom nie było końca, a nocne rozstanie pełne było żalu i łez u tych najmłodszych.

Spojrzenie z perspektywy czterech pokoleń

Na koniec zapytałem uczestników rodzinnego spotkania o to, jaką wartość miało dla nich spotkanie czterech pokoleń rodziny i jakie wspomnienia zachowają?


Oto co powiedzieli:
Danusia (moja mama – 89 lat)
Podoba mi się, że dzięki tym spotkaniom nasze wnuki i prawnuki poznają się, bawią się razem i przyjaźnią. Dla mnie ważne jest, że mogłam się spotkać i porozmawiać z wszystkimi. Teraz takich spotkań nie mamy dużo. Szczególnie ten rok, w sytuacji ogłoszonej pandemii, spowodował, że przez dłuższy czas nie kontaktowaliśmy się i nie spotykaliśmy.

Gienia (siostra mojego taty – 84 lata)
Te spotkania są bardzo ważne, gdyż nawzajem lepiej się poznajemy. Dzięki nim się znamy i gdy spotykamy się przy jakiejś okazji, np. na weselu, nie musimy pytać: „Kto ty jesteś?”, tylko dobrze się razem czujemy. Jestem bardzo dumna z tych, którzy zajmują się organizacją zjazdu, bo ja, ze względu na wiek, już nie mogę.
Nasze spotkania odbywają się od lat. Kiedyś każda z nas (pokolenie nestorek) bez potrzeby uzgadniania przygotowała coś i coś przywoziła, teraz zastąpiło nas pokolenie naszych dzieci.

Dziękuję organizatorom za piękne spotkanie w pięknej atmosferze i okolicy. Szczęśliwie, przy pięknej pogodzie, spędziliśmy tu całą dobę. Dziękujemy i szczęść Boże wszystkim.


Danusia i Gienia oglądają drzewo genealogiczne rodziny.

Ania (pokolenie wnuków – 51 lat)

Tym razem na naszym zjeździe bardzo podobało mi się, że było tyle dzieci i bawiły się razem – te większe i te mniejsze. Do późna szalały i tak im się podobało, że przy rozstaniu pojawiły się łzy. Zawsze bardzo mnie wzrusza, jak młodsi członkowie rodziny wspominają różne chwile z dzieciństwa, kiedy my, starsi, zajmowaliśmy się nimi. Chociaż niektóre sytuacje miały miejsce blisko 30 lat temu, to słychać jakie to było dla nich ważne i jak bardzo to pamiętają. Moja rodzina nie utrzymywała takich kontaktów, dlatego to jest dla mnie piękny widok, jak dzieci mogą się spotkać i się sobą zająć.

Każdy nasz zjazd jest inny, za każdym razem jest inaczej i to jest fajne. Zmienia się nasza struktura pokoleniowa, niektóre osoby pojawiają się częściej, niektóre rzadziej. Razem z mężem rozmawialiśmy o tym, że mamy mnóstwo spraw i problemów, a szczególnie dużo w tym roku. Zastanawialiśmy się czy zjazd się odbędzie i co możemy zrobić, żeby jednak był – tym bardziej, że nasze dzieci co chwilę pytały się o to. Kiedyś, gdy kilka lat mieszkaliśmy w Danii, przyjeżdżaliśmy do Polski głównie na zjazd. Planowanie wakacji i terminu przyjazdu zaczynało się od terminu zjazdu. Nasze dzieci uczestniczyły właściwie we wszystkich spotkaniach od początku.

Doceniam tych, którzy zdecydowali się przyjechać, bo na pewno też mieli jakieś wątpliwości i obawy. Cieszę się też, że przyjechały nasze nestorki, bo to też nie było łatwe.

Duże znaczenie dla mnie miało też to, aby się z wszystkimi spotkać i zobaczyć jak sobie w tym czasie radzicie. Cieszę się, gdy widzę, że funkcjonujecie dobrze, spokojnie, nie jesteście spanikowani. Ja, słysząc opinie innych osób, zastanawiam się czasem, czy się nie mylę w swojej ocenie sytuacji. Rodzice wychowali mnie i siostrę na tak zwane „grzeczne dziewczynki”. Gdy myślę coś innego niż moje otoczenie, gdy się sprzeciwiam narzuconym opiniom czy standardom, to mnie to dużo kosztuje. W sytuacji, którą mamy teraz, nie zgadzam się z wieloma sprawami, np. z tym, że zabraniając naszym dzieciom kontaktów ze starszymi , kierując się ochroną starszych, robimy krzywdę dzieciom. Myślę, że wielu starszych, tak jak znam je z osobistych kontaktów, potrafi powiedzieć „ja już żyłam tyle lat, dużo doświadczyłam i wiem, że w każdej chwili mogę umrzeć z różnych przyczyn i się z tym godzę”. Natomiast zabranianie odwiedzin i kontaktów naszym dzieciom robi im dużą krzywdę, bo one tego bardzo potrzebują.

Kasia (pokolenie prawnuków – 21 lat)

Bardzo mi się podobało, że mogłam spędzić czas z rodziną. Od ostatniego zjazdu minęło ponad rok. Bardzo fajnie było też spotkać się z najmłodszym pokoleniem kilkulatków. Czułam taką wymianę pokoleniową. Kiedyś to ja, pod opieką starszych, bawiłam się w piaskownicy, a teraz mogłam opiekować się młodszymi, kiedy się bawili i biegali po podwórku. To jest bardzo fajne, bo pamiętam, gdy ja byłam mała i czekałam na te zjazdy. Teraz mamy nowe pokolenie, które będzie na nie czekać i cieszyć się z tego powodu.

Bardzo cenię także to, że możemy się spotykać, poznawać się lepiej i zobaczyć co w naszym życiu się zmieniło. Przecież cały czas pojawiają się nowe osoby, rodzina się powiększa. Jest to dla mnie bardzo ważne, że mogę zobaczyć co się zmienia w życiu innych ludzi. Wtedy mam taki punkt odniesienia, co się zmienia w moim życiu – jak było rok temu, a jak jest teraz. To tym bardziej jest ważne dla mnie, że to był trudny okres. Było mi naprawdę ciężko, gdy musiałam siedzieć w domu i nie można się było z nikim spotykać. Nie mamy przecież sytuacji końca świata.

Tutaj znowu mogłam poczuć bliskość innych osób. To bardzo ważne, że są ludzie, z którymi mogę się spotkać i mogę spędzić czas. Cieszę się, że pandemia tego nie przerwała i że spotkaliśmy się razem.

Krzysiek (mój brat, najstarszy w pokoleniu wnuków, zwany „szeryfem” – 64 lata)
Uważam, że każde spotkanie rodzinne ma sens i jestem całkowicie za kontynuacją tradycji tych zjazdów. Spotykało się wiele osób, była serdeczna, ciepła i miła atmosfera, dużo ciekawych tematów i dyskusji. Wszyscy, którzy byli, zaangażowali się organizacyjnie, każdy coś przywiózł i w rezultacie smacznych, domowych potraw, ciast i słodkości nam nie brakowało.

Ze względu na sytuację wiele osób nie przyjechało. Myślę jednak, że pomimo różnych trudności trzeba dokładać starań, żeby zjazdy były kontynuowane i utrwalały rodzinne więzi.

Jadzia (pokolenie prawnuków – 16 lat)

Bardzo podobało mi się to, że mogliśmy się spotkać, bo to jedna z rzadkich okazji do tego. Jest to możliwość poznania nowych, najmłodszych członków rodziny, po to, żebyśmy potem mogli się rozpoznać na ulicy. Jak te obecnie małe dzieci już podrosną, to mam nadzieję, że będziemy utrzymywać ze sobą kontakt. Mamy w życiu dużo różnych znajomości, które przemijają, a relacje rodzinne dane nam są na zawsze.

Najbardziej z tego zjazdu zapamiętam chyba nasze zabawy z najmłodszymi dziećmi. Im się to też bardzo podobało, byli ucieszeni i zaangażowani. Myślę, że stworzyliśmy im przez to fajne wspomnienia, a nasze zjazdy będą im się kiedyś dobrze kojarzyły. Mnie też kojarzą się z dzieciństwem, zabawą w nocy, czyli w czasie, gdy normalnie musieliśmy już spać. Na zjazdach jest to czas fajnej zabawy.

Chciałaby, aby w kolejnym roku można się było spotkać jeszcze w szerszym gronie. Po uzupełnionym drzewie genealogicznym widzę, że nasz gatunek nie wymiera, nasza rodzina rozwija się, a nasze drzewo genealogiczne się rozrasta. Dziękuje i mam nadzieję, że za rok znowu się zobaczymy.

Sławek (pokolenie wnuków – 59 lat)
Najważniejsze, że zjazd w tych czasach się odbył. Kontekst tego jest dla mnie dużo szerszy. Mamy czasy, w których rozbijają się więzi społeczne i rodzinne, przyjaźnie i znajomości. Mieliśmy tego mocny przykład w Wielkanoc, gdy rodziny nie przebywały ze sobą, a uroczystości rodzinne były niedozwolone. My nie chcemy pozwolić na to, aby się rozbić – chcemy podtrzymywać więzi. Ważne, że mamy ludzi, którzy myślą racjonalnie i wierzą własnemu osądowi świata.

         Bardzo ważna rzecz – 17. zjazd rodziny odbył się i tradycja została podtrzymana. Kto chciał i mógł – to był, kto nie mógł i nie był – trudno.

Mieliśmy tutaj bardzo dobry czas, świetną atmosferę, dużo rozmów, często niebanalnych. Daje mi to nowe spojrzenie i świetne wspomnienia.

Najważniejsze są dla nas więzi wzmacniane przez fakt, że się spotykamy. Pamiętam, że kiedy zaczynaliśmy te zjazdy to mówiliśmy że robimy to dla naszych dzieci, które miały wtedy po kilka lat. Teraz one wchodzą w dorosłość i jest już następne po nich pokolenie dzieci. Widzieliśmy jak oni nawiązali tutaj więzi między sobą, świetnie się bawili i to było fantastyczne. Było to takie powtórzenie scenariusza naszych rodziców i nas. Teraz to my jesteśmy starsi i tak, jak kiedyś nasi rodzice, tworzymy bezpieczeństwo, a nasze dzieci i wnuki mają tu beztroski czas. To, co kiedyś robili dla nas rodzice, potem my dla dzieci, teraz zaczyna działać dla wnuków. To na pewno powinno zaprocentować w przyszłości i stworzy chęć kontynuacji tych spotkań. Będą pamiętać, że raz w roku jest takie miejsce, gdzie się spotykamy w gronie ludzi, z którymi łączy nas pokrewieństwo. Tak, jak kiedyś moje dzieci czekały na to (nieraz rok liczyliśmy od zjazdu do zjazdu), tak teraz widzę, że będą czekały wnuki.

To było kolejne spotkanie czterech pokoleń w pięknym miejscu. Jako organizatorzy i uczestnicy potrzebujemy znaleźć nowe miejsce spotkań, które będzie miało dużą wartość sentymentalną dla większości rodziny. Rodzina jest rozrzucona w różnych miejscach po świecie i takie miejsce byłoby dla nich dodatkowym magnesem. Najlepiej, gdyby te zjazdy odbywały się w rodzinnej miejscowości naszych rodziców, czyli we wsi Potok. Mam nadzieję, że to pomoże, aby w przyszłości zebrać dużo więcej osób.

Pielęgnacja drzewa i inwentaryzacja stanu obecnego

Podczas spotkania dokonaliśmy też uzupełnienia gałązek (wpisów) na rozrastającym się drzewie genealogicznym (na zdjęciu poniżej). Dokonaliśmy inwentaryzacji – uzupełnienia i podliczenia obecnego stanu drzewa.

Stan potomków dziadków Jana i Katarzyny Cieplak budzi szacunek:

  • wnuki – w liczbie 23;
  • prawnuki – w liczbie 39;
  • praprawnuki – w liczbie 18;

Łącznie ze współmałżonkami i partnerami, na drzewie znajduje się 131 osób.

Te liczby imponująco rosną. Sam pamiętam, że kiedyś przyjeżdżałem na zjazdy z żoną i trójka dzieci. Teraz każde z tych dzieci przyjeżdża ze swoją cztero- lub pięcioosobową rodziną.

Oby to drzewo dalej zdrowo rosło i cieszyło świeżymi gałązkami symbolizującymi przychodzących na świat kolejnych praprawnuków. Niech nasze spotkania będą jak soki, które docierają do wszystkich gałęzi, przynosząc im życiodajne składniki – relacje, przyjaźń miłość.


Odpoczywam leżąc pod drzewem – genealogicznym J
Co sprawia, że jesteśmy zdrowi i szczęśliwi idąc przez życie?

O tym jak bliskie relacje wpływają na nasze zdrowie i poczucie szczęścia, dobitnie mówią niezwykłe, trwające prawie 80 lat badania Harvard Study of Adult Development. Koniecznie obejrzyj na www.ted.com : „Co sprawia, że życie jest udane? Lekcje z najdłuższych badań nad szczęściem” – Robert Waldinger

.

Utrzymuj relacje – czerp z tego życiodajnego źródła energii, radości i miłości,
a przez to również źródła zdrowia.

Pozdrawiam

Andrzej Cieplak